Mózg jako siedlisko wiary, czyli neurobiologia i religia

Kilka dni temu przeczytałem ciekawy wywiad z pewnym profesorem, który twierdzi, że:

Religijność ma silne biologiczne podstawy. To coś więcej niż tylko zwykły konstrukt kulturowy

Wywiad zaczyna się tak:

Wojciech Mikołuszko: Prowadzi pan badania z dziedziny zwanej neurobiologią religii. Czy to oznacza, że szuka pan Boga lub bogów w ludzkim mózgu?

Prof. Patrick McNamara: Zajmuję się czymś znacznie skromniejszym. Chcę zrozumieć, jak mózg radzi sobie z tak intensywnymi przeżyciami jak doświadczenia religijne i jak je kształtuje.

Potem jest ciekawie również dlatego, że naukowiec w pewnym sensie potwierdza to, co mnie niemal od  zawsze wydawało się najoczywistszą z oczywistości, czyli koncepcję, że Bóg istnieje jedynie w umysłach ludzi, podobnie zresztą jak diabeł i przenajświętsza panienka z bobrem.

Pan profesor sądzi, że mamy w mózgu ukształtowany „genetycznie” ośrodek, który odpowiada za religijność i dlatego zdecydowana większość ludzkości jest religijna.

Ja, jako mniejszość, nie czuję się jednak wykluczony, a wręcz przeciwnie – uważam się za elitę, gdyż najwyraźniej porafiłem uwolnić się od genetycznych skłonności do wiary w banialuki, kształtowanych od czasów, gdy ludzie  walczyli o ogień, a potem, gdy go już opanowali, sądzili,  że pioruny zsyła na nich „pambóg” gdy się go rozgniewa.

Zresztą niektórzy tak uważają do dziś i potrafią w parlamencie modlić się o deszcz, co dowodzi, że jedne mózgi się rozwijają, a inne ewolucja nieszcześlwie ominęła, bo to wredna suka jest.

Dodatkowo czuję się wyróżniony tym, że nie jestem Polakiem-katolikiem, co w obecnych czasach stanowi wartość zdecydowanie ujemną i to nie tylko z uwagi na ekspansję wiary spod znaku radiomaryjnego.

Wywiad kończy się tak:

Im więcej wiemy o tym, jak mózg wspiera religijne przeżycia, tym zyskujemy większe możliwości, by za pomocą elektrycznej stymulacji włączać i wyłączać religijne przeżycia. Czy jednak moralne jest wyłączanie ich u osoby, która chce być religijna? Powiedzmy, że pan i ja decydujemy, iż islamski terroryzm wynika z religijności. Łapiemy więc kilku terrorystów i używamy neurochirurgii, by wyciąć im tę część mózgu, która koduje religijność. Albo używamy pigułki, by ją wyłączyć. Czy to będzie moralne?

Ale czy to będzie możliwe?

Jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. Ale w teorii tak, to będzie możliwe.

Ech, wyłączyłbym ten ośrodek kilku kolesiom, choć gdzieś tam tli się we mnie podejrzenie, że oni tylko udają, że nimi steruje, bo tak jest im wygodnie. Czasem, gdy brakuje argumentów, można powołać się na „niepodważalne” kanony wiary, które stosunkowo łatwo dopasować do własnych potrzeb i interesów, tym bardziej, gdy są to interesy zbieżne z interesami bożych „namiestników” ubierających się na czarno lub na purpurowo i roszczących sobie prawo do kształtowania ludzkich sumień. 

Każdy, kto się na to godzi, jest dla mnie podejrzany – albo o głupotę, albo o niecne zamiary. Tak czy owak obrzydliwość i żenada.

Całość wywiadu tutaj:

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,147124,20127083,gdzie-w-mozgu-mieszka-bog.html?disable

Z Bobrem

giphy

Pantryś

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Katoholizm i inne choroby (11)
  1. ViC-Thor pisze:

    To się całkiem może zgadzać.

    Doświadczenia historyczne także mogą „drenować” mózg.

    Tacy Czesi, też mają bardziej nowoczesne mózgi, min 65% ateizmu.

    Bliski Wschód ma zupełnie odwrotnie, duże wiary są „stamtąd”.

    Nie chcę się czepiać, ale gorączka piaskowa nie pomaga w ewolucji mózgu.

  2. Jacek pisze:

    A ja się tylko zapytowywuję, kto ocenia, czy taki osobnik może już zostać profesorem, czy jeszcze musi cóś zbadać. I kto ustala kryteria tych ocen.

  3. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    Na te pytania najlepiej odpowie prof. Samuela.

Dodaj komentarz