Jak grom z jasnego nieba

Po powrocie z plaży, z której wygoniły nas burzowe chmury, odpaliłem laptopa i jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że nie żyje dr Kulczyk.

Natychmiast przełączyłem się na pewien Salon, na który bardzo dawno nie zaglądałem, a akurat dziś przypomniał mi o nim red. Lis w najnowszym numerze Newsweeka takim krótkim tekstem, będącym fragmentem jego wstępniaka:

lis

No i nie zawiodłem się, gdyż Salon zachłysnął się tą nagłą śmiercią jak nie przymierzając Hendrix swoimi wymiocinami, a czołowy tamtejszy publicysta napisał, że podobnie jak nie spadają samoloty z prezydentami, tak nie mogą „banalnie” umierać ludzie pokroju Kulczyka, który od owego publicysty jest jakieś 15 miliardów razy bogatszy i nie musi żebrać w internecie. Nie wiem jak umrze ów bloger – być może zagryzie go własny labrador, zadławi się golonką, zostanie trafiony siedmiokilogramowym liściem,  albo wpadnie do bieda-szybu, ale raczej nie dokona żywota w austriackim szpitalu  dla Vipów, tylko w najlepszym razie w  zwykłej lecznicy dla czwartoligowych pisarzy z gminu.

Innymi słowy, popularna gwiazda salonu sugeruje, że ani chybi ktoś albo coś za tą kulczykową śmiercią stoi, a rozwijając tę myśl można dodać, że nie po to doktorzy wycinali panu doktorowi rok temu prostatę, żeby teraz miał umrzeć na zator płucny. Ciekawostką może być to, że kilkanaście lat temu na identyczną przypadłość umarł na emigracji w Szwecji mój kolega i przy okazji kolega  kolegi, o którym zaraz wspomnę. Wyszedł po prostu na spacer i już nie wrócił.  Nie sądzę, żeby to był przypadek, tym bardziej, że w swoim czasie studiował w Wyższej Szkole Morskiej, bo też lubił żagle.

Oczywiście podniosły się też na Salonie głosy na „drażliwy” temat, a mianowicie na taki, że jeśli ma taki majątek, to skądś musi go mieć. Inny tamtejszy publicysta (niestety mój dawny kolega) napisał, że w czasach gdy Kulczyk rozkręcał swój biznes, jemu komuniści nie chcieli dać nawet paszportu. Potem jednak mu dali, w ramach rekompensaty za uwięzienie na Rakowieckiej i wziął i wyemigrował na ćwierć wieku.  Ów znajomy również kilkakrotnie rozkręcał biznes i po pewnym czasie wszystko zostawiał kolejnej żonie, albo bo prostu rzucał w cholerę, ale w przeciwieństwie do pana Kulczyka, po takim akcie darowizny niewiele mu już zostawało i musiał wszystko zaczynać od nowa.

Kolega, podobnie jak pan Kulczyk, też miał  jacht pełnomorski, choć dużo mniejszy,  a  właściwie całkiem malutki, na oko mniej więcej taki jak ten, który dzisiaj sfotografowałem :

samotny biały żagiel
ale chyba się go pozbył przy okazji „reemigracji” i teraz pływa już tylko w salonowym szambie. Wciąż pewnie mu się wydaje, że pisze na poważnym forum, a nie na „jakimś Onecie” jak się kiedy chwalił, ale dziś pisać tam to wstyd i jeśli ktoś tego nie rozumie, to Bóbr z nim.

Przy okazji pozdrawiam koleżankę Podpisaną Odręcznie, która też napisała notkę na temat notki pisarza, żeby się podlansować, jak Wasz Pantryś w swoim czasie :))

Jednak wielu karierowiczów zapewne liczy na to, że spłynie na nich jakaś „łaska pańska” gdy znów u steru zasiądzie prezes, choćby kierując biznesem z tylnego fotela. A gdzie łatwiej się podlizać nadzbawicielowi, jak nie na pisowskim portalu, którego szef zostawił jakoby biznes żonie, zupełnie jak mój były kumpel :))

Ów Golonka, o którym powiadają, że jest najbardziej znanym pisarzem z gminy Hanna koło Włodawy w całej jej historii, też jest w wieku, w którym już „biorą”, a że najzdrowiej nie wygląda, to powinien uważać, pisząc na temat śmierci.

Swoją drogą z  prostatą to nie przelewki, nawet, gdy się ma 15 mld na koncie.

Aż się boję co będzie, gdy z tym problemem przyjdzie zmierzyć się panu prezesowi, który podobno jest goły jak święty turecki. Ale wierzę, że Episkopat, nowy prezydent i ojciec dyrektor  staną na wysokości zadania i załatwią panu prezesowi dobrą klinikę. Byle nie we Wiedniu, bo po tej historii z Baraniną i teraz z Kulczykiem trzeba być bardzo ostrożnym w kwestii tamtejszej służby zdrowia. Chyba, że już dawno się jej pozbył, jak udziałów w willi na Żoliborzu, bo to przecież tylko kłopot i zgryzoty.

A teraz udaję się na obiad, bo moja pani dzwoni, że znalazła jakąś pierogarnię.

Ogarnę się trochę i lecę.

Pantryś.

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Jacek pisze:

    Wyczytałem dziś i chyba się z tym zgodzę, że leczyć się nie ma jak w Polsce. Najlepiej u orzecznika ZUS. Stawia na nogi wszystkich, nawet tych bez nóg. Trzeba co prawda odstać swoje w kolejce, ale czego nie robi się dla zyskania świadomosci, że jest się zdrowym jak byk.

    Nic dodać, nic ująć

    A Panu Kulczykowi niestety oczy tak zarosły miliardami, że przestał dostrzegać podstawowe sprawy. Po co pojechał do tego Wiednia? ZUS jest w każdym powiatowym grajdołku w Polsce. A w każdym ZUS-ie orzecznicy!!!

    Wychodzi na to, że nie zawsze bogatemu diabeł dzieci kołysze. :-)))

  2. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    Jeśli chodzi o mnie, to lekarze orzecznicy jak do tej pory spisują się na medal i wciąż jestem rencistą.
    Może pojechał do Wiednia, bo lubi austriackie gadanie ?

  3. Jacek pisze:

    Pantryjota,

    A jeśli chodzi o mnie, to wciąż rencistą nie jestem. Kilka lat temu orzecznik, dla jasności lekarz internista /nawet nie dr/ orzekł, że po ciężkiej operacji kręgosłupa szyjnego, po której nie jestem w stanie obejrzeć się przez ramię, dźwigać, wykonywać żadnych gwałtownych ruchów głową, no więc ten lekarz orzekł, że przysługuje mi dwa tygodnie w Ciechocinku. Podziękowałem, bo własnie byłem już po Ciechocinku i obiecałem sobie, że nigdy więcej. Pan lekarz powiedział, że jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju więc nie muszę jechać. I tyle!!
    Stąd uważam , że Kulczyk źle zrobił jadąc do Wiednia. U nas uznali by, że jest zdrowy, ale że facet ustosunkowany, to dostałby skierowanie może nawet do Krynicy!

  4. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    Widać mam szczęście, bo co jakiś czas przedłużają mi czasową rentę – ostatnio aż o dwa lata. A szwagierce, która jest jednostronnie sparaliżowana po wylewie do końca życia, pierwszą rentę po tym wylewie dali na rok i i bodaj 5 lat czekała, żeby dostać stałą.
    Nikt za nimi nie trafi, tymi orzecznikami.

Dodaj komentarz