Jaś, Indie i piwo, czyli o przyszłości pod Dudą

Dziś będzie wspominkowo (choć nie bez nawiązań do współczesności), gdyż ta zakładka coś mało jest wykorzystywana, a przecież każdy ma jakieś wspomnienia, prawda ?

Miałem kiedyś kumpla, znaliśmy się od podstawówki. Pasjonował się samochodami i ogólnie był luzak. To były czasy, kiedy młodzież dzieliła się na hippisów i gitowców, a jak ktoś nie pamięta o co w tym wszystkim chodziło, to niech sobie poszuka w sieci, bo jest tam sporo materiału o subkulturach.

Jaś, bo tak miał na imię kolega, urodził się pierwszego maja, w dodatku w niedzielę i zawsze twierdził, że w związku z powyższym, praca nie jest jego przeznaczeniem, co akurat wcale nie znajdowało potwierdzenia w realnym życiu owego Jasia. Kiedy nie udało mu się uniknąć powołania do wojska, celowo zaraził się żółtaczką i to spowodowało, że chyba nawet nie dotrwał do przysięgi.

Nie wiem czy to prawda, ale podobno pojechał do jednostki napalony marychą i kiedy wartownik na bramie zauważył, że kolega waha się przed jej przekroczeniem, zachęcał go jakoś tak nawet nienachalnie, na coś Jaś odparł:

„Dobra, ale pod jednym warunkiem: ja śpię do jedenastej”

Potem Jaś imał się różnych prac związanych z samochodami, aż wreszcie, korzystając z otwarcia granic, wyjechał gdzieś tak w połowie lat 80-tych na zachód. Pracował jako kierowca Tira i to w dość fajnym towarzystwie, bo woził sprzęt kapeli Scorpions i zdaje się, że również Petera Gabriela. No ale odebrano mu w pewnym momencie zawodowe prawo jazdy za prowadzenie pod wpływem  i wylądował w fabryce Airbusa. W międzyczasie spłodził dziecko z pewną rodaczką i kilkanaście lat temu odwiedził mnie z małą wówczas dziewczynką.

Niestety okazało się, że to „podpalanie” w młodości przerodziło się w coś dużo poważniejszego, czego nie dało się nie zauważyć. Po prostu był narkomanem, choć z tych, którzy potrafią mimo tego w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie, zajmując się dziećmi, pracując itd.

Powiedział mi w trakcie tej wizyty, że likwiduje swoje „interesy” we Francji i wyjeżdża do Indii. Tam miał zamiar kupić jakiś hotelik w z kawałkiem plaży bo jak mi wyjaśnił, nie potrzeba na taką inwestycję dużej kasy, a żyje się tam „na luzie” czyli tak, jak zawsze lubił.

Czytałem jakiś czas temu reportaż z Indii, którego fragment teraz zacytuję:

„W Indiach zobaczyłem biedę skumulowaną w 20-milionowym mieście, w stolicy kraju, który jest nazywany „tygrysem gospodarczym” i stawiany za wzór reszcie świata. Rosną drapacze chmur, otwierają się supermarkety, ekonomiści zachwycają się wskaźnikami gospodarczymi, gazety donoszą o indyjskim programie atomowym i kolejnych satelitach wysyłanych w kosmos. „Indie światową potęgą elektroniki”. „Indie globalną stolicą call-centers”. „Czy Indie zdominują światową gospodarkę” – czytam w polskiej prasie. A potem jadę do New Delhi i w samym centrum spotykam ulicznego dentystę. Wyrywa zęby obcęgami na żywca, jego pacjentów nie stać na inną formę opieki medycznej. Kawałek dalej – uliczny znachor, który za pomocą tutki wysysa ludziom płyn z bolących kolan. To nie jest lokalny koloryt, to jest norma”

I co sobie wtedy myślisz?

– Że tak wygląda wolny rynek w formie czystej. Szacuje się, że z biznesu chodnikowego żyje tam 60 mln ludzi. Bez ZUS-u, emerytury, opieki zdrowotnej, umów – choćby śmieciowych.

i jeszcze coś:

Połowa spośród 20 mln mieszkańców New Delhi nie ma dostępu do wody bieżącej, prądu, kanalizacji. Załatwiają się wszędzie, bo gdzie mają to robić? Ciągle brodzisz w śmieciach.

Jak czytam takie artykuły, to myślę sobie, że gdybym był osobą wierzącą, codziennie bym dziękował Bogu za to, że urodziłem się w kraju, w którym największym problemem bywa przemarsz kibiców druzyny piłkarskiej, tudzież brak zgody na multipleks dla katolickiej rozgłośni, a tylko czasem pojawiają się napięcia „wyborcze”.
Sądzę, że to właśnie pogłębiająca się przepaść między bogatymi i biednymi doprowadzić może do marnego końca cywilizacji, albo co najmniej do wielkiego poruszenia jeszcze za mojego życia.
I myślę sobie, że każdy powinien choć raz wybrać się do Indii albo do Afryki, żeby nauczyć się pokory. Być może kiedyś sam tak zrobię, żeby odpocząć od tych różnych Dud i Kukizów, że nie wspomnę o Komorowskich.
Szkoda tylko, że pojęcia nie mam, jak potoczyły się losy Jasia. Wiem za to, że jeszcze żyje jego mama staruszka, ale już nie mieszka tam gdzie kiedyś, więc nie mam z nią kontaktu.
Wątpię, żeby dożył tych wspaniałych czasów jakie teraz mamy, ale jednocześnie mam nadzieję, że na swój sposób był szczęśliwy.
A że każdy ma prawo do własnego pojmowania czym jest szczęście, to zakończę cytatem, który dedykuję wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem naszego kolegi o nicku Al, który wciąż poszukuje sensu.

„Pi­wo jest do­wodem na to, że Bóg nas kocha i chce, żebyśmy by­li szczęśliwi”

B.Franklin

————————————-

I jeszcze jedno, przy okazji:

Zwracam uwagę na pojawienie się na naszym forum nowej koleżanki, o wiele mówiącym nicku Saudade

Sądzę, że dobrze rokuje i mam nadzieję, że wkrótce zamieści jakąś własną notkę, bo chyba klawiatura ją świerzbi :)). Co prawda nie ma jeszcze uprawnień autora, ale z przyjemnością jej je przyznam, jeśli tylko o to poprosi.

Pantryjota

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różne ciekawe historie (5)
  1. ViC-Thor pisze:

    Indie tylko raz w życiu na 3 m-ce.

  2. Pantryjota pisze:

    ViC-Thor,

    Opowiesz jak było ? :))

  3. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    Jak będzie.

  4. Eva70 pisze:

    Pantryjoto, gdyby ci dwaj nie obrzydzili mi bliźniactwa, to nie miałabym nic przeciwko temu, żeby być Twoją siostrą bliźniaczką, co oczywiście nie byłoby możliwe ze względów chronologicznych, że się tak wyrażę. Uważam jednak taki braciszek, to dopiero byłby skarb.
    Nawet bez oglądania Indii własnymi oczami, codziennie dziękuję Bogu (dodając: jeśli jest), że się nie urodziłam w paru takich miejscach jak Indie, których na naszym błękitnym Globie jest przecież niemało. Autor cytowanego przez Ciebie reportażu z pewnością nie był w Indiach z wycieczką Orbisu i niewątpliwie był człowiekiem wrażliwym, bo moi znajomi, którzy tam jeździli, ludzie skądinąd wykształceni i tzw. przyzwoici, po powrocie opowiadali głównie o egzotyce albo o duchowości tego kraju. Mnie na ten subkontynent nigdy jakoś nie ciągnęło. W młodości przeczytałam wprawdzie bardzo ciekawą „Autobiografię” Gandhiego, jednak wkrótce po niej wpadły mi w ręce „Księga podróży, przygód i wspomnień” oraz „Pamiętnik indyjski” emigracyjnego pisarza i reportera Aleksandra Janty-Połczyńskiego (miałam dostęp do wydawnictw emigracyjnych z racji miejsca pracy oraz znajomych z dostępem), który w jednym z tych dzieł szczegółowo opisał swoją audiencję u Mahatmy. Wyznaczono mu ją na czas porannych ablucji Wielkiego Męża, w których, przybywszy na audiencję, chcąc nie chcąc, musiał uczestniczyć i to – o ile pamiętam – musiało temu wybitnemu reporterowi wystarczyć, ku jego wielkiemu zaskoczeniu. Jego naturalistyczny opis mam dotąd w pamięci. A poza tym nie znoszę jednego Hindusa, mianowicie Petera Rainy (Raina w mianowniku), „polskiego [najprawdziwszego] patrioty z wyboru”.

  5. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    To może chcesz zostać moją starszą siostrą ? Jako jedynak czasem żałowałem, że nie mam właśnie starszej siostry, którą mógłbym podglądać, np. w trakcie kąpielowych ablucji.

  6. Pantryjota pisze:

    ViC-Thor,

    Póki co zamieść może jakąś notkę o tym jak było. Tematyka dowolna.

  7. usmiech_losu pisze:

    ViC miał raczej na myśli czas przyszły, bo w Indiach / z tego co wiem/ nigdy nie był. Pomijam tu wędrówki po google map;p
    Za to ja mam parę fotek z podróży.. mogę się niektórymi podzielić:)

  8. Pantryjota pisze:

    usmiech_losu,

    To jasne. Nie trzeba go od razu dyskredytować :))
    Ja miałem na myśli inne wyprawy Vic_Thora.

  9. Samuela pisze:

    Eva70,

    Hindusów trzeba cenić, gdyż wytapiają dużo stali w jakiejś wielkiej hucie w Katowicach. Podobno nieźle im idzie. Zaś Petera Raina nie trzeba cenić, gdyż to benderowiec w najczystszej jest postaci. Z jego powodu poróżniłam się z moim najlepszym wieloletnim przyjacielem, wybitnym artystą akwarelystą, który się pod tegoż wpływem po bohemicznym odlocie nawrócił na patriotyczne ojczyzny łono.

    Ileż ten KUL galimatiasu narobił, tego ni pióro nie opisze, ni język nie wypowie.

  10. al pisze:

    Ponieważ Nadredaktor raczył mnie w swej notce wspomnieć, pozwolę sobie w kwestii piwa przywołać moją starą notkę:
    https://zmordoru.salon24.pl/489510,czternascie-dwa-swiaty

    Tam odnoszę się bardziej szczegółowo do tematu.

  11. ViC-Thor pisze:

    usmiech_losu,

    Hihihi

    :***

  12. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    O właśnie.
    Te i inne…
    ;)))

  13. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Należy się strzec literalnych kobiet, wodzą na pokuszenie i to wcale nie są córki szatana…

    ;)))

  14. Eva70 pisze:

    Samuela,

    O co chodzi z tym KULem? Czyżbyś Samuelo podejrzewała, że ów Hindus jest absolwentem tej uczelni? Ależ on jest autentycznym oksfordczykiem, który studiował również w USA, w Szwajcarii, a doktoryzował się na UW i to w czasach, kiedy uczelnia ta była jeszcze w pełni ateistyczna. Dotąd myślałam, że ów Raina swoje niemal bałwochwalcze uwielbienie katolicyzmu w jego polskiej odmianie zawdzięcza swojemu pokręconemu związkowi małżeńskiemu, a tymczasem dowiaduję się od Ciebie, że kryje się za tym związek z niejakim Ryszardem B., z którym miałam nieprzyjemność zetknąć się (niewinną studentką jeszcze będąc) na zjeździe kół naukowych w UMCS (załapałam się, bo było wolne miejsce na wyjazd do Lublina, a nie z racji przynależności), z okazji setnej rocznicy powstania styczniowego na UMCS. W owym czasie był on, to jest ów Ryszard (bynajmniej nie Lwie Serce), dość jeszcze młodym uczonym z KUL, ale już wtedy wiele wskazywało, że to nie żaden powstaniec, tylko pospolita menda.
    Nie wiedziałam, że wśród prawoskrętnych artystów jest również jakiś wybitny akwarelista, wydawało mi się, że najwięcej jest wybitnych muzyków, w każdym razie to mi wynikało z lektury list „honorowych komitetów poparcia” nie mniej wybitnych, choć inaczej, bliźniąt (zwłaszcza nazwiska niektórych jazzmanów wprawiły mnie w osłupienie)..

Dodaj komentarz