Na sali sądowej w Gdańsku doszło do wprost niesłychanej emanacji sędziowskiej bezczelności i do rżnięcia głupa przez przedstawicielkę temidy w damskiej todze.
Otóż jak podają środki masowego przekazu, sądzia samica zażądała od prezesa Kaczyńskiego wylegitymowania się, jakby sądowi nie wystarczyła sama jego twarz, że nie wspomnę o pozostałych, charakterystycznych elementach jego emploi. Co prawda potem sąd przyjął oświadczenie od pana prezesa, w którym ów zapewnił, że on to właśnie on, ale niesmak pozostał.
Kto jeszcze o tym nie słyszał, niech sobie zerknie:
Prezes oczywiście zapomniał dokumentów, bo przecież na co dzień nie są mu do niczego potrzebne. Do banku nie chodzi, samochodu nie prowadzi, legitymować się z powodu picia piwa na ulicy nie potrzebuje, karty Benefit też zapewne nie używa, że nie wspomnę o abonamencie na stołówkę.
Do sądu też jest wzywany sporadycznie, choć miejmy nadzieję, że wymiar sprawiedliwości coraz częściej będzie sobie przypominał o jego numerach, a także o zapowiedzi, że jak wróci do władzy, to zrobi z tym sądownictwem porządek. Byłoby cudnie, gdyby wreszcie go aresztowano, choćby na 3 miesiące, gdyż każda odsiadka zmienia człowieka, choć niekoniecznie na plus dodatni. A gdyby już siedział, to by się nie musiał martwić o dokumenty i zyskałby wreszcie status prawdziwego męczennika, prześladowanego przez zbiegłego za granicę Tuska.
Gdyby zaś do celi dokooptowano mu Macierewicza, moja radość nie miałaby granic. Zniósłbym wtedy nawet jutrzejszą porażkę siatkarzy.
Choć i tak ją zniosę, bo generalnie nie jestem specjalnie pantryjotycznie nastawiony do sportu.
A teraz się posilę, bo na głodnego trudno pisać, co nie do końca udowodniła ta błyskawicznie spłodzona notka.
Pantryjota.
Jarosław Kaczyński, dr iuris, z zawodu prezes, to człek zacny i prawdomówny jak mało kto. Mógł przecież w sądzie powiedzieć, że jest Lechem Kaczyńskim i sąd musiałby dać mu wiarę, tym bardziej, że donasza ubranka.
Dowodu mieć nie musi, bowiem sam w sobie jest dowodem aż nader wystarczającym.
Samuela,
Właśnie. Że też na to nie wpadł. Mielibyśmy wtedy dwóch prezydentów i mogliby podzielić się kompetencjami. Np. pa pałam.
Ale,ale, bym zapomniał się spytać:
Czytałem bodaj wczoraj albo przedwczoraj o wielkim sukcesie syna Golonki, który podobno ukończył nauki i zaraz znalazł pracę w banku. Chciałem pokazać wpis koleżance, która akurat straciła pracę, a ma 3 fakultety i w przeciwieństwie do syna onego zna biegle 3 języki obce, a tu wpis zniknął :((
Nie rozumiem co się stało.
Przecież on powinien być na SG jako przykład, że w sprzyjających okolicznościach nawet syn żebraka może się wspiąć na szczyt.
Zagadkowa sprawa, nie sądzisz ?
Nie pisałbym o tym, ale wyszedłem wobec koleżanki na głupka.
Ja obok też o prawnikach, i też głęboko niesłusznie.