Kiła 44, czyli o tym, jak wytrzymałem 44 minuty Powstania

Było kiedyś takie powiedzenie  „syf, kiła i mogiła”, którego jeden człon pozwoliłem sobie wykorzystać w tytule  notki. Mogłem co prawda wybrać mogiłę, ale uznałem, że to byłoby zbyt pretensjonalne.

To tyle tytułem wstępu, a teraz  przystępuję już do adremu:

Ci co mnie znają wiedzą, jaki mam stosunek do Powstania Warszawskiego.

Tych, którzy nie wiedzą informuję, że dla równowagi uważam za niezbędne uznanie za winnych i pośmiertną degradację tych, którzy tę hekatombę wywołali, a potem jej nie przerwali, gdy jeszcze mogli.

A to wszytko w związku z filmem Miasto 44, na którym wysiedziałem 44 minuty i starczy.

Zaczęło się melodią Marino-Mariniego, a teraz oczywiście leci Niemen i jego Dziwny jest ten świat.

Melodie lecą przeważnie wtedy, gdy reżyser nadużywa techniki zwolnionych ujęć – a to podwodnych, a to strzeleckich, a to wreszcie miłosnych.

Krew leje się realistycznie, ciała się rozrywają efektownie, gra muzyka.

A gdy się nie leje, to  wszystko jest takie „landrynkowe” i technicolorowe, że aż do wyrzygania.

Kilku uczestników Powstania wystąpiło przed filmem przekonując widzów, że tak było naprawdę.

Ja nie uczestniczyłem, więc nie wiem , ale najgorsze jest w takich filmach to, że ogląda je również młodzież, której na pewno się to podoba, a przecież chodzi o coś zupełnie innego.

O co ? no właśnie o to, żeby się nie podobbało, jak mnie.

Chyba, że się mylę i rację mają Ci, którzy uważają, że Powstanie to nasze największe zwycięstwo od czasów Bitwy pod Grunwaldem.

Tyle, że pod Grunwaldem nie zginęło 200 tys, cywili i nie zniszczono przy okazj stolicy Polski.

I tyle na ten temat, bo nie chcę się denerwować.

 

Pantryjota.

 

P.S: 15 minut po mnie przestała oglądać film moja lepsza połowa mówiąc, że nie lubi horrorów.

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Lukasuwka pisze:

    zgadzam się z recenzją owegoż filmu.
    z jedną malutką różnicą.
    ja wyrzygałam się przez erzet

    pees.
    jakby co, stosunek do PW mam podobny

  2. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Sam zauważyłem błąd i go poprawiłem już wcześniej.
    Ale dzięki za czujną postawę.

  3. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Jakby co, to nie była recenzja i całe szczęście dla twórców :))

  4. Lukasuwka pisze:

    z tym erzetem to taki żarcik był a nie czujność,
    nie mam manii ortograficznej 🙂 a wręcz przeciwnie , lubię czasami pobałaganić w wyrazach

  5. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Wiem, że ortograficznej nie masz :))

  6. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota?
    czyżbyś znał moją Manię?

  7. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Wystarczy spojrzeć na nóżki :))

  8. Lukasuwka pisze:

    jedzenie? to nie mania, to przyjemność

  9. ViC-Thor pisze:

    to mamy podobnie

    też rzygam

    a jeszcze nie widziałem.

    :)))

  10. Samuela pisze:

    Wojna jest fajna, bo się strzelają.

    Przy okazji zapytam Warszawiaków lub tych, którzy się znają. We wrześniu 1944 na starówce zdobyto niemiecki czołg. Kolumb „Malutki” jechał nim w asyście uradowanych Powstańców. Nagle czołg eksplodował i zginęło 300 ludzi. Ta historia zawsze wydawała mi się nieco dziwna. W szkole uczono mnie, że Niemcy są do wszystkiego zdolni, ale gdy już byłam ciut większa, to jakoś trudno mi było uwierzyć, że wredni Niemcy szpikują własny czołg bombą i udatnie udają, że go zgubili.

    Gdzieś mignęła mi informacja, że nie był to żaden czołg, lecz pojazd gąsienicowy Borgward IVB, który był sterowany radiem i służył do podwożenia bomb pod barykady. Taki trochę większy Goliath. Podobno kolumb „Malutki” omyłkowo bombę zdetonował. Rozumiem potrzebę mitu, ale może nie zawsze warto?

  11. McQuriosum pisze:

    Pantryś,
    rozczarowałeś mnie i to wyjątkowo, albowiem ani słowem nie wspominasz o okolicznościach w jakich dokonano tego bezprzykładnego gwałtu: czy to z ulicy was wzięli, a może z mieszkania brutalnie wywlekli, lub ze stenem przy skroni musiałeś to na DVD odtworzyć, itp.
    Bo jeśli zaordynowałeś sobie to dobrowolnie, to nie marudź, przecież volenti non fit iniuria…

  12. Pantryjota pisze:

    ViC-Thor,

    Możesz sobie darować, to nie jest kino moralnego niepokoju :))

  13. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Moja żona przestała oglądać właśnie w momencie, jak wybuchł ten Goliath, Powiedziała, że pokazali „realistycznie”, ale nie brzmiało to jak komplement. Chyba wolę jednak realizm Wajdy.

  14. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    Dobrowolnie, w poczuciu pantryjotycznej powinnośći. Jednak pomijając efekciarstwo trudno się powstrzymać od refleksji, że robienie filmu bez udziału aktorów to dość śmiała koncepcja, a do 44 minuty żadnego aktora nie zauważyłem.

  15. McQuriosum pisze:

    Pantryjota,

    biorąc pod uwagę fakt, że zarazić się ( oczywiście wraz z Małżonką ) mogłeś już od 30 lipca zeszłego roku, to utyskiwanie, że swędzi Cię tu i ówdzie właśnie teraz, jest trochę niepoważne.
    Przecież mogłeś się na to załapać już dawno temu, na fali patriotycznego wzmożenia i teraz hasałbyś sobie po tym bobrzym świecie nie pamiętając już, że takie coś Ci się przytrafiło.
    Czyli, jeśli już świadomie decydujesz się na takie ryzyko, to najlepiej od razu, poboli, poswędzi i zapomniesz, a my nie będziemy czuli się podle ( przynajmniej ja ), że ryzykujesz dla nas zdrowiem fizycznym i psychicznym.

    ps.

    Pozdrowienia oraz wyrazy wielkiego szacunku dla Małżonki, która okazała się większym twardzielem od Ciebie, mięczaku… 😉

  16. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Firma Borgward produkowała pojazdy całkiem-całkiem, zanim wyleciała na minie, np. takie:

    Podobno wnuk założyciela, Christian Borgward, marzy o odnowieniu marki i to jest właśnie groźne.

  17. Samuela pisze:

    Samuela,

    Przyszło mi na myśl, że może właśnie zapowiedź Christiana Borgwarda o wznowieniu produkcji pojazdu Borgward skłoniła wyznawców Allaha do udania się do Niemiec?

  18. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    Wcześniej bym musiał ( gdybym chciał) obejrzeć ) iść do kina, albo kupić DVD, a tak przynajmniej zaoszczędziłem kasę, dzięki premierze na satelicie. Większości słynnych polskich filmów, które były pokazywane jednak nie oglądałem i teraz czuję się jakby nieco lepiej z tego powodu, choć być może niesłusznie.

  19. Eva70 pisze:

    Samuela,
    „Wojna jest fajna, bo się strzelają…”
    Zdaniem Johanna Wolfganga von Goethe „Człowiek pokazuje swój charakter najwięcej poprzez to, co uważa za śmieszne. (czy też: „Charakter człowieka najlepiej określa się przez to, co uznaje on za śmieszne”. Mnie akurat ta sprawa śmieszna się nie wydaje, może dlatego, że czytałam zbyt wiele naturalistycznych opisów tej masakry, której przyczyna nie była wcale aż tak „zabawna”, jakby to wynikało z Twojego wpisu. Przebieg tego zdarzenia jest całkiem nieźle przedstawiony w dość obszernym haśle w Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Eksplozja_%E2%80%9Eczo%C5%82gu-
    pu%C5%82apki%E2%80%9D_na_ulicy_Kili%C5%84skiego_w_Warszawie .
    W tym haśle zacytowano fraszkę Tadeusza Gajcego, jednego z KOLUMBÓW:
    Wszyscy święci, hej do stołu!
    W niebie uczta: polskie flaczki
    Wprost z rynsztoków Kilińskiego!
    Salcesonów pełna misa.
    Świeże, chrupkie. Pachną trupkiem […] Przegryźcie Chrystusem Narodów!
    Ale on – bezsilny poeta, przepełniony goryczą z powodu braku jakiejkolwiek pomocy, miał prawo do takiego czarnego czy też wisielczego humoru (zginął trzy dni po wybuchu) my – nie bardzo, tak mi się wydaje.

  20. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Westerplatte broniło się 7dni, choć byli tam wyłącznie zawodowi, nieźle uzbrojeni żolnierze. Następnie załoga skapitulowała, jak to zazwyczaj bywa w sytuacjach, gdy opór jest bezcelowy.
    Obrona placówki i tak przeszła do historii, choć bez „spektakularnej” masakry.
    Pytanie jest takie, czy polskie kino powinno pokazywać to, co tak obrazowo opisał Gajcy, a jeśli tak, to w imię której prawdy.
    No i czy koniecznie w zwolnionym tempie, bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w filmie o katastrofie Tupolewa pokazno np. odlatującą w sztuczną mgłę nogę Pana Prezydenta, albo wątrobę pani Walentynowicz, przechodzącą w inny stan skupienia.
    Kino jest podobno najważniejszą ze sztuk, a to oznacza, że nie każdy powinien ją uprawiać.

  21. Pantryjota pisze:

    Właśnie cudem odnalazłem wpis Ruhli w przedmiotywym temacie, no to go wkleję na wieczną koleżanki pamiątkę w całośći :

    28.07.2013 Ruhla

    Trywialność Czechów, czyli o umieraniu słów kilka

    Ponieważ wielkimi krokami zbliża się rocznica wielkiego wybuchu a mnie wtedy nie będzie w okolicy komputera, postanowiłam rzucić garść refleksji, jako te perły funkcjonariuszki przed golonkę i takie tam różne. Podobno Czesi wolą, żeby naród za wszelką cenę przetrwał, niż za wszelką cenę ginął. Oczywiście chodzi o ich naród, bo w końcu asertywność to podstawa, również w skali ogólnonarodowej. Stąd być może wynika fakt, że Polacy nie przepadają za południowymi sąsiadami, którym ani w głowie były zrywy patriotyczne, w których zagładzie mogłaby np. ulec Praga Czeska, czy dajmy na to kilka znanych browarów. Z podobnych względów nasi rdzenni, choć nieco zaściankowi patrioci, używający pióra jako oręża, nie cenią sobie niejakiego Mariusza Szczygła, bo ten nie dość że lubi Czechów, to jeszcze mu za to płacą. Nasi chłopcy prawie nikogo nie lubią, ale w mizernym stopniu przekłada się to na profity, a taka sytuacja jak wiadomo może prowadzić do wielu frustracji egzystencjalnych, co raz skutkuje Kafką, a innym razem Osiejukiem, czy innym Witkiem Gadowskim.
    Refleksje powyższe wywołał we mnie artykuł w dzienniku nazywanym przez blogera Owanutę „Gazrurką” w którym opisano historię zgrupowania Radosław i batalionu Miotła. Tak się składa, że w tym ostatnim służyła osoba z mojej rodziny i zginęła, co zawsze wywoływało białą gorączkę matki tej osoby, która uważała dowódców tego patriotycznego przedsięwzięcia za zbrodniarzy.Tak sobie myślę, że może czasem warto porównać ilość ofiar stanu wojennego wprowadzonego przez Jaruzelskiego, z ofiarami „zrywu powstańczego”. Jeśli ktoś uzna to porównanie za niestosowne, to niech wie, że zgrupowanie Radosław miało na początku powstania 2300 ludzi, a pod koniec zostało ich 252, czyli z grubsza licząc, przeżył 1 na 9.

    Synowi mojej babci się nie udało.

    Być może dlatego zostałam tym kim zostałam, bo uczono mnie, że umiejętność strzelania jest bardzo ważna w życiu.Tyle, że trzeba wiedzieć, kiedy to strzelanie ma sens. Szwejk chyba wiedział i dlatego został bohaterem. Co prawda literackim, ale wciąż żyje w umysłach swoich fanów. Nasi literaci polegli w powstaniu, ale na szczęście nie wszyscy, bo kto by wtedy pisał wiersze, którymi czaruje tluszczę pan prezes ? I to tyle mojego rocznicowego wpisu, który powstał bez zamówienia społecznego, ale być może wywoła reakcje „społeczeństwa”. Od raz jednak muszę uprzedzić, że nie zamierzam wdawać się w jakieś żarliwe polemiki na ten temat. W przeciwieństwie do wielu tu piszących znam wojnę i jej efekty z osobistych doświadczeń, więc salonowi patrioci mogą mi skoczyć na muszkę. Potraktuję ich tak, jak muchę, która siada na celowniku.

    Ruhla, czyli buksiak na szaniec.

  22. Eva70 pisze:

    Pantryjota,
    Drogi Pantryjoto ja się wcale nie odnosiłam do filmu „Miasto 44”. Nawet go nie oglądałam, czytałam tylko czy widziałam w TVP wywiad z młodym reżyserem, który sprawiał całkiem sensowne wrażenie i – jak zrozumiałam – filmowi temu poświęcił aż 8 lat swojego młodego życia, wydawał się nieźle wykształcony, a dotychczasowy dorobek świadczy o tym, że jaiś potencjał posiada, może nie każdym tematem powinien się zajmować, ale z drugiej strony każde pokolenie ma prawo na swój sposób widzieć przeszłość swojego kraju.
    Opinie o filmie są pozytywne: 1. Robert Skowroński: „Miasto 44” odarte jest z gloryfikacji Powstania, które zostaje przepuszczone przez filtr hollywoodzkiej produkcji na najwyższym poziomie. Teraz mówiąc o najlepszych filmach traktujących o Powstaniu Warszawskim oprócz „Kanału” wymienić trzeba będzie dzieło Komasy…” ; 2. Marcin Sałański: „Miało być wielkie kino, epicka opowieść i dramat wojenny na miarę „Szeregowca Ryana”. Prace nad filmem trwały osiem lat. Wydano dwadzieścia pięć milionów złotych, użyto trzech tysięcy statystów, uszyto cztery tysiące kostiumów oraz zwieziono pięć tysięcy ton gruzu, a do tego zaangażowano, jak trąbiły media, speców od efektów specjalnych rodem z Hollywood. Czy to wszystko się udało? Z całą stanowczością mówię: TAK …”; 3. Michał Walkiewicz – znacznie obszerniej: https://www.filmweb.pl/reviews/Krew,+pot+i+beat-16345
    Gdybym na ten film poszła, to raczej obejrzałabym go do końca, bo tylko raz wyszłam z jakiegoś filmu rumuńskiego. Taka już ze mnie masochistka. 🙂
    W czasach słusznie minionych miałam taką manię, że oglądałam niemal wszystkie radzieckie produkcyjniaki i w każdym z nich odnajdywałam coś, co pogłębiało moją wiedzę o systemie, do której to wiedzy wielu sowietologów dochodziło dopiero po dłuższych badaniach. Zaczęło się to od lektury wspomnień obozowych poetki Beaty Obertyńskirej. Ta lektura uświadomiła, że dla tej przedwojennej polskiej inteligentki niemal każdy spostrzeżony w radzieckiej rzeczywistości drobiazg świadczył o gorszości i represyjności tego systemu, gdy tymczasem ja wielu przejawów sowietyzacji nawet nie dostrzegałam, bo przecież od dziecka żyłam w tym systemie.
    Mój komentarzyk odnosił się jedynie do ośmieszającego tonu komentarza Samueli, w jakim opisała ten potworny epizod z 13 dnia powstania, Moje poczucie humoru ma widać jakieś ograniczenia. Pozdrawiam.

  23. Samuela pisze:

    Eva70,

    Rozmawiamy o materii nader delikatnej i sam deficyt porozumienia pokazuje, jakże trudno jest rzeczywistość postrzegać. Gdy zaś trudno jest ją postrzegać, to trudno jest o wzajemne zrozumienie. Próbuję doszukać się znaczeń słowa pisanego, gdyż takie podlega tu analizie. Trudno jest ze stwierdzenia faktu, które było pytaniem, zdefiniować ton wypowiedzi. Czy był on lekki? Nazbyt lekki? Jakie słowa stanowią o tonacji ciężkiej? Jeżeli pytam, czy czołg-pułapka nie był pułapką, to jest to ton lekki czy ciężki?

    Pytałam zaś o znaczenie mitu i sama na to pytanie odpowiedziałam twierdząc, że jest ważny. Chodzi bowiem generalnie o taką oto kwestię:

    Wiemy, że Niemcy w czasie okupacji byli okrutni. Jeżeli twierdzimy, że byli okrutni, to łatwo przychodzi nam dodanie jeszcze kilku innych negatywnych cech, a więc Niemcy byli okrutni, źli, głupi, przebiegli, tchórzliwi, wredni, złośliwi etc. Tak tych ludzi charakteryzując sami ustanawiamy antynomię, gdyż postępowanie ludzi, a zatem ich postawę etyczną, określamy na podstawie analogii i/lub przeciwieństwa. Jeśli zatem Niemcy byli okrutni, źli, wredni etc., to przeciwnicy/wrogowie Niemców byli ich zaprzeczeniem. Polacy musieli być więc dobrzy, mądrzy, odważni etc. W konsekwencji możemy Niemców obarczyć wszystkimi przewinieniami, także takimi, które ich nie obciążają. Czy wtedy stajemy się lepsi? Może tacy sami?

    Jednak gdy nieco poskrobiemy (a czymże innym jest pytanie o sens Powstania?), to owa dwubiegunowa hiperbola się nagle wywraca. Jeżeli czołg nie był pułapką zastawioną przez niegodziwych Niemców, lecz nieszczęśliwym splotem zdarzeń, to powstaje zasadne pytanie o rzetelność narracji. By rzecz całą wyjaśnić: ja nie twierdzę, że Niemcy nie zorganizowali pułapki. Nie wiem tego. Prawdopodobnie musiałby się zachować jakiś ślad, choćby w formie rozkazu. Niemcy mogliby się do takiego podstępu też po prostu przyznać, bo dlaczegóż mieliby tego nie zrobić w sytuacji, gdy tak czy owak ich reputacja leżała w gruzach? Takich śladów jednak nie ma.

    Nieco podobna jest dyskusja o KL Warschau i o stodole w Jedwabnem. Cóż Niemcom przeszkadzałoby przyznać się także i do tych zbrodni? Jedna mniej czy jedna więcej? Cóż to za różnica? Jednak akurat do tych zbrodni przyznać się nie chcą. Podobna była reakcja w czasie wystawy o Wehrmachcie w Monachium kilka lat temu. Pan Musiał na zdjęciu przedstawiającym zabitych więźniów z więzienia we Lwowie rozpoznał, że owi więźniowie nie zostali zamordowani przez Wehrmacht, lecz przez NKWD. Niby bez znaczenia, a jednak pozostaje to „coś”. Owo „coś” jest taką cienką granicą między człowiekiem, który sam w sobie jest bytem okrutnym i bezwzględnym, a nadczłowiekiem, który jest jeszcze bardziej okrutny i bardziej bezwzględny. Nadczłowieka wykluczamy ze wspólnoty ludzi i tym samym demonizujemy go. Jako taki staje się w naszym postrzeganiu diabłem, którego trzeba zniszczyć dla zachowania ludzkości. Jeżeli Niemcy są źli, to nie są ludźmi. Jeśli nie są ludźmi, to są zwierzętami. Jako zwierzęta nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje czyny, gdyż zwierzęta nie podlegają ocenie moralnej, tzn. ludzkiej, ergo Niemcy są niewinni.

    Może być zatem tak, że człowiek czyniąc z nadczłowieka podczłowieka, sam siebie kreuje na nadczłowieka. Wtedy koło się zamyka.

  24. krawcowa pisze:

    Samuelo,
    całkowicie się z Tobą zgadzam, poza tym wojna jest fajna, bo wielu ludzi zarabia na wojnie dużo pieniędzy, a potem je może pomnożyć produkując filmy o wojnie na które chodzą płacąc za bilety ci, którzy stracili na wojnie bliskich, ale ponieważ jak już wcześniej zauważyłaś i tak rodzimy się po to żeby umrzeć, to wojna jest tylko inną okolicznością śmierci.
    A śmierć jest nieuchronna.
    🙁

  25. Pantryjota pisze:

    Być może do 44 minuty film był kiepski, a potem nagle wszystko się odwróciło o 180 stopni.
    Recenzje ?
    Służę uprzejmie:

    Trudno mieć pretensje do Komasy jako młodego reżysera, że chce wykorzystywać najnowsze środki wyrazu artystycznego. Niech będzie mieszanie stylistyk: gra komputerowa, horror, hollywoodzki romans i film wojenny w jednym. Tylko dlaczego w tej mnogości twórca zupełnie traci głowę? Dlaczego popada w zwyczajny kicz, taki jak w scenie pierwszego pocałunku Stefana i Biedronki, przy której śmiechem wybuchnąłby nawet Oskar Dirlewanger?

    https://kulturaliberalna.pl/2014/09/30/czas-wielkiej-nudy-miasto-44-recenzja/

    Film opowiada o Stefanie-zombie oraz Alicji Biedronce. Ten pierwszy chciał wziąć udział w Powstaniu Warszawskim, ale przez większość czasu był ranny. Natomiast Alicja nie mogła wziąć udziału w owym powstaniu, bo akurat płakała.

    Serio, jeżeli ktoś Wam powie, że to film o Powstaniu Warszawskim to wyśmiejcie go, albo zabijcie. Ten film jest o parze, która akurat ma okazję być we Warszawie w czasie Powstania, ale nie bierze w nim udziału mimo, że im się tak wydaje.

    Cała ta ich historia jest słaba, niewiarygodna oraz kompletnie bez sensu. Prawdopodobnie reżyser chciał przedstawić miłość tych dwojga, ale zrobił to w sposób tak nieudolny, że równie dobrze mogło chodzić o przywiązanie do psa pudla, który gdzieś tam w tle wystąpił.

  26. Pantryjota pisze:

    fragment kolejnej recenzji:

    Miasto 44 to film zniszczony na własne życzenie. 8 lat pracy zespołu Jana Komasy i budżet 25 milionów tonie pod naporem banalnych i pretensjonalnych scen, mających na siłę zrobić z dramatu wojennego fabularną obyczajówkę.
    Brutalność. Wiem, tak wygląda wojna, tak wyglądało powstanie, nie ma co pudrować. Jednocześnie widza wrzyna w fotel, kiedy z nieba spada deszcz ludzkich szczątków. Ulewa krwi i szczątków. To film, podczas którego widz ogląda nieanimowaną wersję Happy Tree Friends. Zabijają się na tysiąc różnych sposobów, a żołądek momentami przewraca się na drugą stronę – nawet mi, osobie, która potrafi na ekranie znieść wszystko, oprócz przydługich, niepotrzebnych scen seksu. To pierwszy w moim życiu film, z którego chciałam prostacko wyjść (a nie miałam z tym problemu w przypadku Płynących wieżowców oraz Nieulotne – dwóch polskich tragedii współczesnego kina). Staram się zrzucić to na karb zmęczenia i złego samopoczucia, ale Komasa nie szczędzi momentów zbyt brutalnych. Postrzelenia, przestrzelenia, nieprawdopodobne rany będące wynikiem pecha i ujście z życiem, kiedy logika nakazywałaby pochowanie bohatera. Rozpad ciała, mnóstwo ran i morze krwi. Śmierć, śmierć, śmierć w czasach apokalipsy. Z tym, że to już nie śmierć, którą widz utożsamia z dramatem. W pewnym momencie to groteskowe sprawdzanie jak daleko posuną się twórcy. A posuwają się dość daleko. Film musi posiadać swój zamysł i estetykę. Jeśli zamysłem Miasta 44 jest brutalność i dosłowność, mogę przyznać jedynie, że takiego zamysłu twórczego nie kupuję. Filmy o wojnie, powstaniu, okupacji czy kwestii żydowskiej podczas wojny potrafią być wymowne bez morza krwi. Filmu Komasy bez morza krwi sobie nie wyobrażam, bowiem byłoby to najnudniejsze 130 minut w historii polskiego kina. Gdzie strategie, gdzie planowanie, gdzie techniczne aspekty? Dobra zabawa w powstanie, przygoda z powstaniem? Tak to faktycznie wyglądało?
    Epatowanie nagością. Niepotrzebne sceny w tym filmie dzielą się na kilka grup. Jedną z nich jest nagość. Nagi brat głównego bohatera, przydługa scena w saunie, scena seksu, do której podano dupstepowy podkład. Powstanie, dubstep, Skrillex. Czy tylko dla mnie to coś z różnych światów? Pretensjonalne dialogi.
    Slow motion. Jeśli na ekranie pojawia się slow motion, wiedz, że coś się stanie. Na ten przykład zażenowany widz schowa twarz w dłoniach. Scena z pociskami i pocałunkiem jest absurdalna. Lecąca filiżanka jest… absurdalna i niepotrzebna. Do niej podana na tacy „Kawa na ławę” Ich Troje. Każda ucieczka ukazana jest w slow motion. Zranienie, postrzelenie i te nieszczęsne pociski, widoczne, o parabolicznej trajektorii…
    Efekty specjalne. Owszem, budzą podziw w większej części filmu. Wybuchy, pożary, eksplozje, deszcz ludzkich szczątków. Zdarzają się jednak momenty, kiedy są po prostu przesadzone, tam, gdzie przydałaby się refleksyjność, zwolnienie, efekty dalej grają pierwsze skrzypce. HollyŁódź byłaby z Komasy dumna.

  27. ViC-Thor pisze:

    onarodowej. Stąd być może wynika fakt, że Polacy nie przepadają za południowymi sąsiadami, którym ani w głowie były zrywy patriotyczne, ”

    Były w glowie, ale to u nich jest mądrzej zrobione.

    strong>Pantryjota,

    „Stąd być może wynika fakt, że Polacy nie przepadają za południowymi sąsiadami, ”

    Ja przepadam.

  28. Pantryjota pisze:

    Zauważyłem, że nie daję linków, więc już się poprawiam przy kolejnej okazji:

    Podstawowym i pierwszym problemem Miasta 44 jest brak bohatera. To znaczy teoretycznie dostajemy Bohatera – nazywa się Stefan, jest przystojny, młody i ma odpowiednio przyczesaną fryzurę dziewiętnastolatka z lat 30. Miły dla oka, trochę nieśmiały, po śmierci ojca opiekuje się młodszym bratem i matką. Do konspiracji trafia przez kolegów, a że są w niej najładniejsze dziewczyny to zostaje. Trochę nieśmiały, więc mówi mało, ale patrzy intensywnie. Zresztą w ogóle trudno się chłopakowi dziwić, bo wygląda na to, że do Konspiracji i Powstania idą tylko ładni ludzie. Chłopaki jak malowanie, z muskulaturą, bielą zębów, bez śladów niedożywienia czy jakichkolwiek życiowych trudów. Oczyska mają niebieskie, szczęki pięknie zarysowane, włosy przyczesane, (co prawda w jednej scenie jest od nich ładniejszy Niemiec, ale tylko po to by podkreślić jaki jest zły). Dziewczyny jeszcze piękniejsze, do wyboru blondynki, brunetki z lśniącymi włosami, ogolonymi nogami, pomalowanymi ustami. Co prawda okupacja już trochę trwa, ale manicure nadal da się zrobić, śliczną sukienkę wyprać i magicznie nałożyć cudowny makijaż. Do tego papierosy, kolacje w ogrodzie i sauna gdzie można natknąć się na nagusieńkich przedstawicieli płci przeciwnej (W Polskim filmie musi być biust kobiecy inaczej nie dają kasy na produkcję). Żyć nie umierać. Reżyser nie pozostawia nam złudzeń, że niedługo ta śliczna radosna banda wpadnie w sam środek koszmaru.

    Read more: https://zpopk.pl/powstanie-bez-historii-czyli-pare-uwag-o-miescie-44.html#ixzz3mJTtc100

  29. Pantryjota pisze:

    ViC-Thor,

    Ty jesteś w ogóle bardzo oryginalny :))

  30. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    do usług.

    Lecę myć kible na wysoki połysk.

    :)))

  31. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    W przypadku owej muzy, która jest najważniejsza, należałoby zadać pytanie o cel. Każde świadome działanie ludzkiego bytu powinno mieć bowiem cel. Takim celem, choć zabrzmi to groteskowo i Eva70 pewnie znowu się zirytuje, nie powinni być byli świadkowie i uczestnicy Powstania. Oni raczej nie pójdą do kina na ten film w myśl hasła „Przeżyjmy to jeszcze raz!”, ponieważ jeden raz chyba wystarczy. Poza tym już kiedyś byli celem i może już by tego nie pragnęli.

    Celem mogą być – i chyba w tym przypadku są – ludzie młodzi i młodsi, zwłaszcza ci, którzy łakną mocnych wrażeń a la James Bond & gry komputerowe. Fajnie jest bowiem zasiąść w kinie z kartonowym kufelkiem Coca Cola i w kartoniku z prażoną kukurydzą niby przypadkiem spotkać czule rękę dziewczyny. Dobrze jest stwierdzić, że Powstanie było straszne i że dobrze się stało, iż nas wtedy nie było. Jednak gdybyśmy wtedy byli żyli, to na pewno byśmy też tak byli żyli, kochali i walczyli, ponieważ widzielibyśmy sens naszej walki w tym, że za kilkadziesiąt lat chłopiec trzymając w kinie dziewczynę za rękę powie, że Powstanie było straszne, ale on też by tak chciał żyć, gdyby był wtedy żył.

    Młody chłopiec pragnie bowiem coś ważnego przeżyć. O tym, że może by nie przeżył akurat tego, co dla niego jest najważniejsze, nie myśli, gdyż wie, ze za chwilę wyjdzie z kina i będzie mógł, trzymając dziewczynę czule za rękę, powiedzieć, że on i ona, że oni oboje przeżyli w kinie coś strasznego, ale że było to jednak piękne i najważniejsze.

  32. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Całkowicie się z Tobą w tym aspekcie zgadzam bynajmniej :))

  33. Samuela pisze:

    Samuela,

    Niedawno przeczytałam jedną książkę. O tym, co przeczytałam, postanowiłam nigdy nikomu nie opowiadać, gdyż nigdy niczego tak potwornego nie przeczytałam i wydaje mi się, że nie byłabym w stanie tego opowiedzieć.

    Myślę sobie jednak, że mogłabym spróbować to opisać, ponieważ opisywanie nie jest przecież tym samym co opowiadanie. Nie wiem jednak, czy ktokolwiek chciałby się czegoś tak potwornego dowiedzieć. Może więc tego nie opiszę. Lepiej jest bowiem chyba o tak potwornych rzeczach nie wiedzieć.

  34. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Czytanie książek generalnie może być bolesne, a nawet szkodliwe, podobnie zresztą jak pisanie.

  35. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Może w takim razie jakimś rozwiązaniem byłoby opowiadanie książek? Takich, które nie są tak przerażająco okropne? Kto chciałby jednak takich książek słuchać i po co?

    Kiedyś spytałam pewnego chłopca na podwórku: Dlaczego bawisz się w wojnę?
    – A jak się mam bawić w pokój? – odpowiedział rezolutnie.

  36. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Jedna z nowych uczestniczek forum bardzo ładnie opowiada książki, więc może to jest niezła myśl…

  37. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Moje dwa wyjaśnienia oraz jedno pytanie w związku z felietonem o „trywialności Czechów”:
    1. Może to dlatego, że Zlata Praha jest nieco ładniejsza od Warszawy (nawet tej przedwojennej). 🙂
    2. Należę do tych, którzy fascynację Szczygła czeskimi sąsiadami podzielają (przy okazji pomyślałam, że nasi katoliccy rodacy są jednak bardzo niewdzięczni i to zarówno w stosunku do Żydów, którym zawdzięczają Matkę Boską i jej Syna, jak i w stosunku do Czechów, którym zawdzięczją chrzest w katolickim Kościele).
    3. Jakim cudem „znasz wojnę z osobistych doświadczeń”, skoro jesteś młodszy ode mnie? Co innego ja – 1 września 1939 r. tylko 3. dni mi brakowało do pełnych 9. miesięcy.

  38. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Odpowiedź jest prosta – moje alter-ego w postaci Ruhli jest inspirowane postacią jak najbardziej realną, która wojnę zna, ale nie II Światową, tylko np. tę w byłej Jugosławi, której okrucieństwa moją „spokojnie rywalizować” z innymi wojnami, a nawet niektóre inne przewyższać.

  39. Eva70 pisze:

    Samuela,
    Jakże ja bym śmiała zabierać głos w tak delikatnych kwestiach jak te, które poruszyłaś w swoim komentarzu z 20 września (godz. 19:50)?
    Kiedy przeczytałam Twój pierwszy wpis, a w nim zdania: „W szkole uczono mnie, że Niemcy są do wszystkiego zdolni, ale gdy już byłam ciut większa, to jakoś trudno mi było uwierzyć, że wredni Niemcy szpikują własny czołg bombą i udatnie udają, że go zgubili” oraz „Podobno kolumb „Malutki” omyłkowo bombę zdetonował”, to wydało mi się niemożliwe, żeby ktoś napisał je serio, bo przecież to tragiczne wydarzenie jest już przebadane przez profesjonalnych historyków na podstawie chyba wszystkich odnalezionych źródeł (nawet wojskowe raporty cudem się zachowały, nie mówiąc o licznych relacjach i innych źródłach, umożliwiających zweryfikowanie przynajmniej niektórych z tych różniących się, co oczywiste, relacji). To, co można było wyjaśnić na podstawie zachowanych zostało zaprezentowane w książce Łukasza Mieszkowskiego „Tajemnicza rana. Mit czołgu-pułapki w powstaniu warszawskim” (wyd.: Wydawnictwo WAB) i w skrócie przedstawiona w rozmowie red. Tomasza Urzykowskiego z autorem: https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34889,16468849,_Bledy_popelniali_wszyscy___Mit__czolgu_pulapki__z.html##TRNavSST.
    Ten mit, o którym mowa w tytule książki, jest jednym z najtrwalszych mitów powstańczych, a z Niemcami ma tylko tyle wspólnego, że to oni użyli tej broni w postaci owego zawierającego ładunki Borgwarda (ponoć łącznie dysponowali w powstaniu 64 egzemplarzami tej broni, których większość udało się jednak powstańcom zdetonować. Ten wysłany 13 sierpnia przeciwko barykadzie na Podwalu był, niestety, pierwszy. Nie wydaje mi się, żeby właśnie w tym przypadku okrucieństwo niemieckie było bardziej eksponowane niż w przypadku rzezi ludności cywilnej na Woli, czy innych epizodów powstańczych. Przystępując do walki każdy bowiem wie, że przeciwnik będzie używał takiej broni, jaką dysponuje.
    Tak już jest chyba od początku świata, że niektóre wydarzenia obrastają mitami, czasem te mity powstają niejako oddolnie, a niektóre z nich kreują władcy czy też politycy (jak np. smoleński), a nawet pisarze. Walka z mitami jest trudna, często niemożliwa.
    Piszesz Samuelo, że „nieco podobna jest dyskusja o KL Warschau i o stodole w Jedwabnem” – ja uważam, że jedynym podobieństwem jest to, że każde z tych wydarzeń wygenerowało swój własny mit. W przypadku wybuchu Borgwarda mit powstał wokół szczególnego rodzaju śmierci ofiar, w większości cywilów, choć pod zbombardowanym kościołam Sakramentek zginęło ponad tysiąc osób, a na Woli – 20 tys.
    Jeśli chodzi o KL Warschau, to zdaniem wybitnych specjalistów od dziejów hitlerowskiej okupacji (niektórych z nich znam i mam do nich zaufanie) obiekt taki w Warszawie w ogóle nie istniał, jest raczej wytworem martyrologiczno-patriotycznego wzmożenia, zwłaszcza pewnej sędzi zatrudnionej w Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (obecnie: pion śledczy IPN), niejakiej Marii Trzcińskiej, która jest kimś w rodzaju mojej ulubionej prokurator Ewy Koj, tej co ekshumowała gen. Sikorskiego. Za to hasło w Wikipedii ten obóz ma może obszerniejsze niż Majdanek, a nawet toczą się boje o pomnik ofiar tego obozu.
    W sprawie Żydów spalonych w stodole w Jedwabnem ciągle są tacy, którzy przypisują winę Polakom (ja do nich się zaliczam) oraz tacy, którzy wolą odpowiedzialność zrzucić na Niemców i taką postawę uważam za tchórzliwą.
    Wehrmacht, niestety, z winy aliantów nie był sądzony w Norymberdze, chociaż liczne zbrodnie wojenne Wehrmachtu są całkiem dobrze udokumentowane i zaczęły się od samego początku wojny bombardowaniem miast i strzelaniem z samolotów do uciekającej ludności cywilnej. To zdjęcie, które odkrył na wystawie B. Musiał może świadczyć o niechlujstwie autorów wystawy, albo był to zabieg świadomy, który umożliwia podawanie w wątpliwość prawdziwości faktów przedstawionych na innych fotografiach. Pozdrawiam.

  40. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Podobno zawsze najokrutniejsze są wojny domowe. Każdemu jednak własne nieszczęście wydaje się największe, a własny ból – najboleśniejszy.

  41. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Evo,

    Twoja „polemika” z Samuelą to ten rodzaj dialogu, ktory w formie niemal idealnej pokazuje, czym może być porządne forum internetowe. Jestem dumny, że moje skromne progi zaszczycają tacy dyskutanci jak Wy, moje miłe panie i panowie oczywiście też.
    Dziękuję i proszę o więcej, a Tobie Evo przypominam, że można tutaj zamieszczać własne teksty, co wiąże się również z możliwością wybrania sobie pięknego avatara :))
    Zachęcam serdecznie, padając do nóżek.

    P.

  42. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Pochlebca z Ciebie Pantryjoto, trzeba przyznać, że bardzo miły. 🙂
    Z pisaniem u mnie jest nie najlepiej, może dlatego, że zaraz po studiach przez 6 lat pracowałam jako redaktor w wydawnictwie i dowiedziałam się wówczas jak okropnie ludzie piszą, nawet wybitni uczeni.
    A tak serio, to raczej wolę czytać niż pisać, bo z natury jestem dość leniwa. Do pisania nawet krótkiego tekstu skłania mnie dopiero mój wewnętrzny głos sprzeciwu, który się czasem pojawia w zetknięciu z czyjąś wypowiedzią, albo też chęć wyrażenia aprobaty dla formy czy treści czyjejś wypowiedzi.
    Jestem szczególnie uwrażliwiona nawet na najmniejsze przejawy antysemityzmu (może z wdzięczności za wkład Żydów w naszą kulturę?), na błędy faktograficzne (jeśli oczywiście moja skromna wiedza pozwoli mi takowe dostrzec) oraz na całe to bezmyślne narodowo-katolickie poltyczne kibolstwo, które pod sztandarem kaczora panoszy się wokól. Dlatego wypowiadam się również na kilku blogach, na które trafiłam w 2009 r., kiedy to nabyłam laptop marki Toschiba, a zanim jeszcze odkryłam PiSuar24, a na nim Ciebie Drogi Pantryjoto. Poza tym jednakowoż muszę wykonywać jeszcze parę innych, znacznie mniej przyjemnych czynności jak np. konserwacja zabytku, jakim człowiek się staje w pewnym wieku, czy też czytanie gazet i książek, które wszak są tym dla umysłu czym dla ciała pokarm, nie mówiąc już o słuchaniu radiowej dwójki, od czasu do czasu obejrzeniu filmu na kanale „Kultura” czy „Ale kino”, czy posłuchaniu muzyki. A czas kurczy się w sposób niewyobrażalny.
    Co innego Samuela, ona jest jeszcze młoda, a na dodatek jest uczoną, która uprawia tak trudną dziedzinę jak językoznawstwo i z pewnością wie, co znaczy „transmogryfikacja niekongruentnych epifenomenów”. 🙂
    (Określenie to stosował mój niedawno zmarły Przyjaciel, z wykształcenia polonista, z zamiłowania i zawodu historyk o niezwykłej pamięci, zajmujący się okupacją hitlerowską, gdy ktoś w jego obecności wygłaszał z emfazą napuszony tekst, najeżony wieloma niezrozumiałymi dla większości słuchaczy terminami). Pozdrawiam.

  43. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Komplementy nic nie kosztują, szczególne jeśli są szczere i niewymuszone „interesem”
    Podoba mi się w moim pantryjotycznym projekcie również to, że na forum, mimo niewielkiej liczby uczestników, reprezentowany jest szeroki przekrój społeczeństwa:
    począwszy od prostych absolwentów ZSZ, poprzez różnej maści artystów, rzemieślników itp, a skończywszy na intelektualnej elicie uniwesyteckiej.
    Cieszy również to, że zaglądają tutaj przedstrawiciele niemal wszystkich grup wiekowych powyżej 30-tego roku życia, nie wyłączając emerytów starego portfela.
    Wsystko to świadczy o trafności założeń, które przyświecały mi przy tworzeniu tego portalu, oraz oczywiście o mnie jako takim :))

    Serdecznie i nieustająco pozdrawiam.

  44. noctorama pisze:

    a ja skomentuję to tak… cytując SOKZBURAKA:

    zatem zdrowie(ć) RODACY:)))

    ps.polecam sok z buraka, najlepszy podobno na nadciśnienie jest !:D)))

  45. Pantryjota pisze:

    Niestety muszę teraz opuścić moje podwórko i trochę popracować.
    Ale jak wrócę, mam nadzieję zobaczyć Twój pierwszy wpis jako autorki.

    Pozdrawiam.

    Nadredaktor

  46. Eva70 pisze:

    noctorama,

    Dotąd nie przywitałam nowej członkini tutejszej społeczności, co niniejszym czynię. Jak mniemam – jestem najstarszą uczestniczką tego pantryjotycznego forum, którą tu przyciągnął wdzięk i bezpretensjonalność Gospodarza (chciałam już użyć określenia „Nadredaktor”, ale przypomniał mi się, niejaki Marcin Wolski – jeden z czołowych wolaków, który już wcześniej tego określenia używał i je znieprawił).
    Cieszę się, że przypomniałaś mi Михаилa Евграфовичa Салтыковa-Щедринa, albowiem w bibliotece jego imienia w Petersburgu (w czasach, kiedy był jeszcze Leningradem) spędziłam parę miesięcy w latach 70. ubiegłego wieku (dotąd nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jestem taką Matuzalemką, która żyła ponad pół wieku w jednym stuleciu i żyje w stuleciu następnym!).
    Za czasów Sałtykowa-Szczedrina ci co ukradli paręset czy nawet parę tysięcy rubelków nie musieli się tak patriotycznie wysilać, jak nasi współcześni złodzieje publicznego grosza. Tamci swój patrotyzm głosili na ogół tylko wśród swoich krewnych i znajomych, ewentualnie na łamach prasy. Ci, co urządzją skoki na SKOK-i – muszą się biedacy dwoić i troić: organizować wiece, marsze, pochody, biegać po różnych stacjach telewizyjnych i radiowych, przemawiać w Sejmie i Parlamencie Europejskim. Nic tylko współczuć…

  47. Eva70 pisze:

    Eva70,

    Nastarszą wiekiem – oczywiście! 🙂

  48. noctorama pisze:

    Eva70,

    Witaj Droga Ewo well Evo:)

    Oprócz wiekiem, pozwolę sobie dodać, że jesteś również najstarsza umysłem i talentem pisarskim, i tu nawet Szanowny Pan Nadredaktor nie może się z Tobą równać…przynajmniej w tym wcieleniu jakie tu nam ujawnia,
    ….chociaż zdaje się być nieco podobny swą wyśmienitą satyrą do Nikolaja (tego dostojnego pana ze zdjęcia….:), który to podobno również prócz tego, że był rangą samego Waltera czy Twena podobno był pamflecistą politycznym i oczywiście redaktorem (nie wiem czy Nad czy Pod, ale niewątpliwie obie opcje uprawiał ze swą literacką kochanką i muzą -satyrą:))))

    …oczywiście masz racje Evo, bo to właśnie „Minione czasy”, ale „Kukły i ludzie” do dziś żyją w społeczeństwie jako archetypy mocno aktualne, a myślę, że same te zacne bajki poprawią humor przed snem nawet tym chronicznie chorym na malkontenctwo ludożercom.

Dodaj komentarz