Magda Umer na cenzurowanym, czyli o korzeniach Goryllusa

Jak Państwo wiedzą, od dawna nie piszę już w miejscu, które mnie brzydzi – nie tylko z powodu Golonki, ale ogólnie z powodu smrodku, unoszącego się tam nad wieloma blogerami i nad całym tym portalem z końcówką pl. Mój co prawda też ma taką końcówkę, ale dzięki Bobru, pl nie zawsze znaczy to samo.

A skoro tam nie piszę, to i zaglądam sporadycznie, ale jak już zajrzę, to zawsze w oknie aktywnych dyskusji jest albo Golonka, albo jego kumpel i dobrodziej Goryllus, albo obaj naraz i to podwójnie, a czasem nawet potrójnie dubeltowo.

O ile z Golonką sprawa jest prosta, bo to zwykły prostaczek i beztalencie bez dwóch zdań, w połączeniu z kilkoma innymi, dość obrzydliwymi przymiotami, o tyle jego wydawca to przypadek nieco bardziej złożony. Z pewnością jest trochę sprawniejszy warsztatowo i nieco bystrzejszy, ale to nie znaczy, że jest mniejszym złem. Być może nawet ma więcej za uszami, bo przecież nie wyłącznie Golonkę.

Warto przypomnieć, że to właśnie chamska reakcja tego typa na mój stonowany komentarz na jego blogu na początku mojej aktywności na Salonie spowodowała, że zainteresowałem się tą spółką autorską. Właśnie porządkuję archiwum i okazuje się, że na początku pisałem jednak wyłącznie o nim i poświęciłem mu 9 niezłych wpisów do momentu, gdy w obszarze moich zainteresowań pojawił jego koleś, co dokładnie widać na tym zrzucie tytułów z lubczasopisma, umieszczonych w porządku chronologicznym:

pierwsze 10 notek

Być może było to spowodowane faktem, że w momencie mojego debiutu i jeszce jakiś czas potem, Golonki na Salonie nie było, bo w swoim czasie odszedł był niesiony popularnością na Onecie i łudząc się, że zostanie posłem.

Sentymentalnym przypomnę, jak wyglądała czołówka lubczasopisma, gdy jeszce blog istniał:

Goryllus & Golonka

W przypadku notek tego szczuplejszego często jest tak, że zaczynają się całkiem „niewinnie” i nawet czasem można się w nich doszukać jakiegoś sensu, ale potem, ni z gruchy ni z salonu kąpielowego pojawia się coś, co przypomina nam, z kim w istocie mamy do czynienia. Takie „coś” pojawiło się również dzisiaj, z okazji wpisu o kulturze i wolności słowa. To coś wygląda tak:

Chodzi mi o tę całą Irenę Szafrańską. Już o niej zapomniałem, ale jakoś mi się odświeżyło. Ona też reprezentuje kulturę, sztukę i wolność słowa, podobnie jak Młynarski i wszyscy „nasi” dziennikarze znani Szafrańskiej z imienia i nazwiska. Podobnie jak Magda Umer, którą wczoraj przypomniał Toyah, bratanica Adama Humera i córka Edwarda Humera oficera informacji wojskowej.

Skoro Toyah „przypomniał” to nie mogłem oczywiście nie zobaczyć, w jaki sposób no i zobaczyłem:

Niedawno się dowiedziałem, że Magda Umer to córka Edwarda Umera (Informacja Wojskowa) i bratanica Adama Humera (UB)
Niedawno się dowiedziałeś? No co ty….to jest stare jak choroba afektywna Młynarskiego.
CORYLLUS27.08 21:36
Dalej jest o Hołdysie, Lipińskim i Bóbr wie o  kim jeszcze, bo się zbrzydziłem i dalej nie śledziłem komentarzy.
Najgorsze jest to, że matka dziewczyny, której poświęciłem jedną z notek tutaj, dobrze zna Magdę Umer, która jest u nich częstym gościem w domu, więc chyba będę musiał  „zwyryfikować” tę znajomość, tym bardziej, że nie wiem kim był ojciec koleżanki :((
Tak własnie działa ten jedyny w swoim rodzaju  tandem debili  – jeden rzuca hasło, drugi mu wtóruje i przyklaskuje, dołącząją podobni dewianci i Salonowi rośnie klikalność i liczba „unikalnych” użytkowników. To określenie nabiera  specyficznego znaczenia w kontekście Golonki i Goryllusa, bo rzeczywiścię  są bardzo „unikalni” . Tak bardzo, że trzeba starać się ich w miarę możliwości unikać, co oczywiście nie oznacza, że nie można ich czasem pokazać   pokazywać palcem – ku przestrodze.
Z nimi jest trochę tak, jak z Kaczorem – ma swoich fanów, niektorym wydaje się, że jest pomazańcem bożym, a tak naprawdę, to zakompleksiony, obrzydliwy mentalnie i osobowościowo typ, który wypłynął na śmierci brata. Z tym, że Goryllusy i Toyahy, starając się lansować na trupach i grzebiąc w życiorysach, o popularności i „sławie” niektórych z tych osób mogą tylko pomarzyć, najlepiej w towarzystwie wzajemnej adoracji.
Pytanie zadane w tytule jest oczywiście pytaniem retorycznym, bo w przeciwieństwie do tych panów mało mnie obchodzi, kim są czyiś rodzice, choć oczywiście dopuszczam możliwość, że Golonka może być synem pułku, a Goryllus ofiarą pierwszych,  jeszcze nieśmiałych eksperymentów z in-vitro, prowadzonych nielegalnie w technikum leśnym.
Takie „korzenie” mogłyby w pewnym stopniu tłumaczyć ich „zamulenie” i chore relacje ze światem zewnętrznym, no ale nie jestem lekarzem, więc ocenę tego typu patologii zostawiam fachowcom.
 
A na koniec wkleję pierwszą „historycznie” notkę poświęconą Goryllusowi – na wieczną rzeczy pamiątkę i dla jaj.
Dodam też, że tylko jako Pantryjota opublikowałem łącznie 47 wpisów poświęconych temu duetowi, co stanowi zaledwie nieco ponad 10% wszystkich moich feletonów zamieszczonych pod tym nickiem i zadaje kłam twierdzeniu Golonki, że zalogowałem się na Salonie wyłącznie w celu gnębienia tych dwóch przygłupów z przerostem ego. Rzecz w tym, że gdy się tam rejestrowałem, w ogóle nie miałem pojęcia o ich istnieniu, podobnie jak 99.9% krajowej populacji.
22.06.2011 14:15 460
opublikowana w: Antologia nonsensu, GEOPOLITYKA EMOCJI, Goryllus & Golonka, NOWY PARDON

Pisarz to nie brzmi dumnie,czyli pitaval misia o małym rozumku

Niejaki Coryllus ( niech mu pióro gęsim będzie ) u ktorego komentować nie tylko nie mogę, ale nawet nie chcę, jest płodny niesłychanie, jak nie przymierzając królica, która poczuła wolę Bożą.

Pisze dużo, gęsto i przeważnie bez sensu. Każdy jego wpis, bez wyjątku, zawiera takie nagromadzenie dyrdymałów, pokracznych teorii, niby to kontrowersyjnych, a tak naprawdę po prostu głupawych wywodów, że statystycznie rzecz biorąc osiąga ów bloger chyba największy współczynnik pierdzielenia na cm2 tekstu drukowanego na tym Salonie.

Oczywiście w tym rankingu nie uwzględniam różnych twórców zamachowych teorii smoleńskich itp, bo to trochę inna kategoria. Coryllus jednak, przez swoją „wielomówność ” może na niektórych sprawiać wrażenie człowieka mądrego, bo pisze sprawnie po polsku i myśli swoje formułuje w miarę zgrabnie. Ale cóż z tego, jeśli są to myśli poronione jak płód na transparentach Terlikowskiego, a w dodatku finałem niemal każdego postu jest zachęcanie do kupowania jego książek, które zdaje się poruszają chyba wszystkie aspekty współczesnej cywilizacji, ze szczególnym uwzględnieniem uczuć prawdziwie patriotycznych ( w rozumieniu autora ).

Prawie każda notka kogoś obraża – a to personalnie, ze wskazaniem nazwisk, a to grupowo i choć poglądy polityczne ma Coryllus dość jasno określone ( jak dla mnie obrzydliwe ), to dzięki swojej inwencji pluje i rzyga również jakby nieco na oślep, byle zapełnić kolejne kartki papieru. Piszę celowo o papierze, bo już się odgrażał, że jego „felitony” publikowane tutaj, ukażą się również drukiem. To też jest wkurzające w dobie ekologii i troski o lasy.

Oczywiście można by przeprowdzić „analizę” kilkunastu czy nawet kilkudziesięcu wpisów pana „pisarza” tyle, że nikt mi za to nie zapłaci, a katować się za friko to marna sztuka. Napisałem tę notkę również trochę dlatego, że obserwowałem dyskusję owego pana z jedną z komentatorek, która pisuje czasem również u mnie i po prostu się wku…łem. Ja np. nie pozwalam na moim blogu obrażać osób, których komentarze mają sens i z którymi sam chętnie rozmawiam. Natomiast panu Coryllusowi wyraźną przyjemność sprawiają chamskie, bezczelne i nie majace żadnego sensu wpisy, którymi osoby trzecie „atakują” innych jego rozmówców, o ile nie należą oni do wielbicieli autora. To taka małostkowość, taka cecha ludzi „sformatowanych” przez ideologię, przez brak dystansu do siebie i otaczajacego świata. Innymi słowy cecha dyskwalifikująca osoby pretendujące do bycia „komentatorami” rzeczywistości, a chyba za kogoś takiego chciałby uchodzić pan Gabriel Maciejewski, vel Coryllus.

Skupię się więc teraz jego na ostatniej notce, choć wielce prawdopodobne jest, że zanim skończę pisać ten tekst, ostatnia wcale już nie bedzie ostatnią, a nawet spokojnie może przesunąć się na 3 lub 4 miejsce, bo autora świerzbi pióro, jak nie przymierzając świerzopa świerzb.

W ostatnim wpisie pan Gabriel poobrażał z imienia i nazwiska kilka osób „publicznych” co akurat nie jest u niego niczym dziwnym zważywszy na fakt, że nagminnie czyni to również wobec komentatorów swoich notek. Wiem to po sobie, bo już mój pierwszy wpis na jego blogu spotkał się z reakcją zupełnie nieadekwatną do treści. Dotyczył notki, w której autor rozprawia się bezkompromisowo z „beztalenciami” w rodzaju Romana Polańskiego i Woody Allena :

https://coryllus.salon24.pl/313399,co-to-sa-wartosci-artystyczne

Napisałem: ” urósł nam nowy Kałużyński ”

Na co uzyskałem odpowiedź:

Tylko nie Kałużyński, gnojku.

Więc odpowiedziałem grzecznie, gdyż obrazić durnia to żaden honor :

No cóż, gnojek to pewnie nie wszystko na co stać takiego autora jak Pan, więc dziękuję za uwagę.
A skoro zachwala Pan swoje ” pozycje ” książkowe, to może na koniec podam za klasykiem pewien sposób na to, aby żyć wiecznie, choćby jako pisarz:
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać.
Woody Allen.

( wszystkie moje wpisy zostały z tej notki usunięte przez obrażonego Kałużyńskim , ale ja mam własne archiwum na taką okoliczność )

Oczywiście pisarz nie byłby pisarzem z krwi i kości, gdyby przy okazji recenzowania filmów nie dobrał się reżyserom do dupy, czyli do ich biografii seksualnej. No ale niektórzy niestety tak mają, że nie potrafią oddzielić twórczości od róznych innych aspektów życiowych. Nie tylko nie potrafią, ale wręcz deprecjonują człowieka z powodów nie mających kompletnie żadnego związku z tymi, dla których dana osoba w ogóle istnieje w świecie kultury czy sztuki. Żenujące spektakle, również z naszego podwórka ( na pewno pamiętacie Państwo niedawną historię z panem Piesiewiczem ) pokazują w jakim kraju żyjemy. No i żerują na tym różne brukowce, ale jak widać i osoby, które nazywają się same ” pisarzami ” jakby fakt wydania książki ( a nawet kilku ) upoważniał do automatycznego zaliczenia gościa do kategorii twórców.

Gdbyby facet miał choć odrobinę klasy, gdyby nie był prostakiem udającym intelektualistę, mógłby przecież odpowiedzieć na mój wpis np tak:

Sz. Panie, nie cenię sobie pana Kałużyńskiego jako krytka, więc nie uważam tego porównania za komplement. Mógłby też oczywiście dodać, że rzygać mu się chce na wspomnienie o panu Zygmuncie, bo ten przecież przyjaźnił się z panen Tomaszem R, który wiadomo jaką ma orientację. No ale widać uznał, że o gejach lepiej stworzyć oddzielną notkę, co też niedawno uczynił, z równym powodzeniem jak w pozostałych przypadkach.

Ale oczekiwać klasy od kogoś takiego, to jakby jakby oczekiwać od Kaczyńskiego, że nie będzie sprawiał wrażenia, jakby cały czas był na prochach. Podobne osobowości w gruncie rzeczy. Obaj piszą i obaj blogują :))

A potem jeszcze kilka razy sobie „porozmawialiśmy” w podobny sposób co mnie bawiło, a pana autora chyba wkurzało coraz bardziej, bo gdy jego notkę skomentował szef Salonu a potem ja, dostalem zakaz, czyli tzw ban. Bo cóż mógł mi ten pan zaofiarować oprócz inwektyw ? Przecież nie argumenty, bo aby je zaprezentować trzeba myśleć, a nie tylko w miarę sprawnie budować zdania podrzędnie i nadrzędnie złożone.

No ale dość tych osobistych wtrętów, skupmy się na meritum.

Żebyście Państwo od razu mogli na notkę trafić, podlinkuję :

https://coryllus.salon24.pl/317794,o-polskich-nazwiskach-w-filmach-i-komiksach

Jak widać tym razem wziął na warsztat temat pseudonimów artystycznych i zmianę nazwiska dla celów ” reklamowo – promocyjnych ”

No i już na samym początku ” wykłada się ” pan autor w taki oto sposób :

Najlepiej oczywiście w ustach pretensjonalnych twórców brzmią nazwiska o rdzeniu germańskim lub łacińskim

Jak wiemy, dla celów blogowania nasz bohater wybrał sobie nick CORYLLUS , czym ów geniusz przyznał się sam do pretensjonalności. Niestety, na razie nie przyznaja w tej kategorii Nobla.

W kimś o takim nazwisku jak np. moje, które jest bardzo rzadkie i brzmi z łacińska ( więc nie musiałbym jak znany pisarz przybierać specjalnego pseudonimu ) takie debilne teksty wzbudzają zażenowanie, a jednocześnie trochę złoszczą.

Wyjątkowym chamstwem jest publiczne roztrząsanie motywów i powodów dla których ktoś zmienił sobie nazwisko – choćby dlatego, że po pierwsze z nazwiskiem w pewnym sensie przychodzimy na świat i nie mamy wpływu na to, jak nazywał się nasz ojciec. Po drugie zaś, skoro już uznaliśmy ( a prawnych przeszkód nie ma ) że chcemy nazywać się inaczej, to wara od tej decyzji panu pisarzowi, choćby miał na imię jak archanioł, a nazwisko jak dziesiątki tysięcy innych Maciejewskich (sam znam trzech).

Ja rozumiem, że gośc ma problemy ze sobą, że różne traumy wiszą nad nim jak miecz Damoklesa i może nawet czuje się jak ten facet, co to kamień pod górę toczył, a ptaki mu co i rusz kawałek wątroby wydziobywały, ale zupełnie pojąć nie mogę sensu upubliczniania takich emocji.

Zauważyłem, że dość często ów bloger łapie się tematów filmowych, a to „jadąc” po W. Allenie, a to po Polańskim ( co za nazwisko ? ) a to po Pasikowskim ( też dobre sobie ) a teraz nie spodobały mu się pseudonimy artystyczne niektórych naszych twórców i artystów.

A ponieważ to pisarz i człowiek o zdrowym kręgosłupie patriotycznym, nie mógł zapomnieć i o ruskich, wtrącając w tekst taki wywodzik intelektualny :

Nazwisk nie zmieniają co oczywiste Rosjanie, bo oni w ogóle niczego nie zmieniają, a jeśliby ktoś im powiedział, że zaimponują Amerykanom nie zmieniając skarpet i gaci to ich także by nie zmieniali.

Prawda, że ładnie ? po linii i w klimacie…nie chce mi się szukać cytatów o drugim członie kondominium, ale pewnie gdzieś są, ku pokrzepieniu patriotycznych serc.

a dalej leci tak:

Nie dokonał takie zmiany także wybitny fiński pisarz Mikka Waltari, choć pewnie są kraje gdzie ludzie mają kłopot z poprawnym wymówieniem tych słów.

Akurat z tym nazwiskiem i imieniem to autor walnął jak chory na żołądek, każdy je wymówi, w każdym kraju.

Bohaterowie są jeszcze gorsi niż twórcy; Kaydan, Maurer, Halski. Kto nosi takie nazwisko? Halski. Co to ma być? Oczywiście wymyślono to bo twórca sądził, że łatwiej będzie to wymówić za granicą. Halski. Brednie.
Skąd przypuszczenie, że Pasikowskiemu chodziło o Oskara ? Że kręcił film głównie z myślą o eksporcie ? Mnie się Psy nie podobają, ale do głowy by mi nie przyszło, że Halskiego wymyślono na użytek zagraniczej krytyki filmowej.
A wiecie Państwo czemu się Halski nie podoba ? bo Halski to Kondrat, ale Coryllus nie wie, że właśnie tak mu podświadomość podszeptuje. Przecież każdy zna poglądy Marka Kondrata i wie kogo on nie lubi, ale mimo, że nie stroni od czytania, książek Coryllusa raczej nie kupuje, chyba, że do podpierania krótszej nogi w regale z winami.
A skoro już o winach i Kondracie mowa, przypomniała mi się jedna z moich pierwszych notek na Salonie
:https://pantryjota.salon24.pl/284454,wino-i-efekt-motyla
Jak ją teraz czytam to myślę sobie, że zarówno w polityce jak i w literaturze jest tak, że czasem trafają tam ludzie, którym świat z pewnością miałby do zaoferowania wiele innych, zdecydowanie lepszych dla nich ( i dla świata ) miejsc.I tak już na zakończenie:
Niemen ? jak można przybrać pseudonim od nazwy ruskiej rzeki ?????? że kiedyś nie była ruska ? no chyba że tak...Ludzie to mają dziwnie pomysły…..
Zanim zdążyłem ukończyć notkę….napisał nową , tym razem o prawicy :))
Ale jak zwykle lewą ręką…a na końcu notki, już tradycyjnie :
” Wszystkich zainteresowanych dziejami prawdziwej prawicy i ludzi honoru w najlepszym wydaniu zapraszam na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić moją książkę pod tytułem „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie”
A nie mówiłem ? :))
Jak napisze notkę o zbieraczach grzybów w przedwojennych włościach naszej prawdziwej, prawicowej elity intelektualnej, to na pewno też będzie podany link na jego „księgarnię wysyłkową”.
To wielki pisarz, choć podobno walczy ze wszystkich sił, żeby nie umieszczono go w Wikipedii :))
Jaka to niesprawiedliwość losu, bo np. mojego dziadka umieszczono w tej Wiki bez jego wiedzy, długo po jego śmierci, bo gdy był aktywny, to o internecie jeszcze nikt nawet nie myślał, a taki pan pisarz broni się rąkoma i nogami i nie wiadomo, czy mu się to uda. Chichot historii.
Osobiście mnie pan Coryllus czochra ( to powiedzenie jednej z moich czytelniczek ) a notka ta powstała dlatego, że znów mi się odbija panem Prezesem Jarosławem i potrzebowałem chwili relaksu. A nic tak nie relaksuje, jak obserwacja dziwolągów. Szczególnie przed obiadem. Albo w ramach wieczornych rekolekcji.
Odsłon: 3255 (w tym z lubczasopism 431) | Tagi: coryllusJ

Jak wyraźnie widać po tej lekturze, postawa Goryllusa nie zmieniała się od tamtego czasu ani na jotę, ale na szczęście-mimo darmowej reklamy, którą chcąć nie chcąc mu robiłem – nie stał się również powszechnie znanym, popularnym pisarzem, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Siedzi w tej swojej niszy z Golonką i tylko panu Janke zawdzięcza, że w ogóle ktoś o nim usłyszał. Nie wiem czy to jest Jankego zasługa, czy wręcz przeciwnie, ale wiem, że ci dwaj do kupy tworzą kupę co najmniej dubeltową i że jak by nie patrzeć, to jest jedyny w swoim rodzaju kau.Zresztą Golonka sam w swoim czasie przyznał, że gdy pojawia się na cudzym blogu osobiście, albo gdy jest o nim mowa, to zaraz zlatują się różni tacy, jak cyt; „muchy do gówna”. To porażająca w swojej otwartości ekspiacja, być może wynikajaca właśnie z plebejskich korzeni pisarza, gdyż jak wiadomo, na wsi o gówno i muchy jest bardzo łatwo.I tym optymistycznym akcentem kończę kolejny wpis na temat i już myślę o następnym, bo mam moskitiery w oknach i nawet jeśli jakaś mucha zabłąka się w pobliże, to natrafia na barierę nie do przejścia.A gdy mimo wszystko trafi do domu, to się ją bierze w paluchi, kładzie na blasze i robi wybuchi.

I koniec.

Pantryś.

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)

Dodaj komentarz