Przyszła pora na Kaczora

Jarosław Kaczyński, wygłaszając swoje wczorajsze „orędzie”, właśnie wydał na siebie wyrok. Póki co trudno powiedzieć, czy będzie to wyrok śmierci, czy może tylko dożywocia bez możliwości przedterminowego zwolnienia. Jakby było mało tego co miał do powiedzenia, najwyraźniej pozazdrościł Wałęsie Matki Boskiej w klapie i wpiął sobie w tę klapę symbol Polski Walczącej. To nie do wiary, ale jednak:

To niesłychana bezczelność ze strony osobnika, który przespał ostatni stan wojenny i który do dziś nie może przeboleć, że był tak bardzo nikim w czasach przełomu, że ówczesne władze nawet go nie zatrzymały na 48 godzin, nie mówiąc o aresztowaniu.

Nie wiem, czy pierwsze runą mury willi na Żoliborzu, czy może tego budynku na Nowogrodzkiej, ale jest raczej pewne, że cało z tego nie wyjdzie. W konsekwencji wydarzeń może co prawda przez niektóre środowiska zostać uznany za męczennika, ale jakie środowiska, taki męczennik. Gdyby jednak jakimś cudem udało mu się przetrwać bez większego szwanku, to i tak każdego dnia będzie budził się i zasypiał ze strachem w oczach i bardzo często będzie chodził do toalety i wcale nie na siku, co byłoby całkiem zrozumiałe w jego wieku. To człowiek nie tylko nikczemnego wzrostu, ale przede wszystkim wyjątkowo nikczemny duchem. To wredna, zapatrzona w siebie kreatura, której wciąż było mało uzurpowanej władzy, więc wcielił się teraz w generała, zapowiadając sprokurowany przez samego siebie stan wojenny. Tyle, że taki z niego generał, jak z Jaruzelskiego biskup, więc „prawdziwej” wojny wygrać nie może. Cała jego strategia i taktyka opiera się jedynie na sianiu nienawiści i wywoływaniu podziałów, natomiast żadnego planu „na tak” nigdy nie posiadał, bo jest bardzo ograniczony w sposobie widzenia świata i w rozumieniu procesów społecznych. Mentalnie wciąż tkwi w czasach komuny, za którą najwyraźniej bardzo tęskni, bo wtedy wszystko było prostsze i jego umysł jakoś tę rzeczywistość ogarniał. Współczesność i jej wyzwania to dla Kaczyńskiego zupełnie obcy i niezrozumiały świat, a jedyną „opoką” wydaje mu się kościół katolicki i dlatego wzywa do obrony jego status quo, nawet za cenę wojny domowej. Sądzę, że całkowicie zatracił już nawet instynkt samozachowawczy i zdecydowanie powinien przyjmować jakieś silne leki, najlepiej w warunkach zakładu zamkniętego. Prezes w kaftanie bezpieczeństwa to widok marzenie, choćby z wymalowaną na kaftanie kotwicą i z nadrukiem „Jarozbaw” na plecach. Oczywiście to tylko tymczasowy środek zapobiegawczy, gdyż konieczna jest opinia biegłych w kwestii możliwości odpowiadania przed sądem za własne czyny. Nie sądzę, żeby uznano go za niepoczytalnego, a to otworzy drogę do procesu i do sprawiedliwego wyroku. Chyba, że społeczeństwo samo wyda wyrok i go wykona, bo historia zna wiele takich przypadków.

Poczekamy, zobaczymy. Mam nadzieję, że już niedługo.

Ja póki co przeglądam się w starym lustrze, bo młody też już nie jestem:

Pantryjota

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Katoholizm i inne choroby (11), Polityka, geopolityka (6)
  1. Quartz pisze:

    Trochę jeszcze potrwa kwakanie. Najpierw PiS musi utoczyć trochę kobiecej krwi. Casus Causescu czeka na polskie wydanie.

  2. Wito pisze:

    Miałem się nie odzywać, ale widzę, że autor w formie, trudno się nie zgodzić z opisem duce Kaczyńskiego. Pozdrawiam

  3. Pantryjota pisze:

    Wito,

    Co prawda niczego odkrywczego nie napisałem tym razem, ale dziękuję za słowa uznania i za usunięcie tej części komentarza, która nic nie wnosiła do meritum wpisu.
    Odpozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz