Sanatorium żenady

Witam po przerwie wszystkie moje fanki i fanów, choć większość niestety albo odeszła już z tego padołu, albo co najmniej poszła sobie gdzieś, gdzie moje wpływy i sława nie sięgają. Jednak te osoby płci obojga, które śledzą moją twórczość ku pokrzepieniu i nie tylko, zapewne pamiętają słynne w swoim czasie fotoreportaże z miejsc w których bywałem, ze szczególnym uwzględnieniem pobytów leczniczych w sanatoriach. Pierwsze ukazały się już kilkanaście lat temu w czasach, gdy jeszcze byłem blogerem salonowym. Do dziś delektuję się reakcjami tamtejszych pisarzy, którzy np. komentowali moje pobyty na siłowni, ze szczególnym uwzględnieniem „twarzowych” skarpet.

Gdy powstało forum pantryjota.pl, ta „świecka tradycja” była kontynuowana i w roku 2015 powstał cykl reportaży z Iwonicza Zdroju, który można sobie prześledzić od pierwszego odcinka, klikając w ten link i następnie posuwając się w czasie chronologicznie do przodu:

https://pantryjota.pl/10-laickich-przykazan-i-kto-to-mowi/

Trzeba trafu, że po 8 latach ponownie trafiłem do tego sympatycznego kurortu z podobno najczystszym powietrzem ze wszystkich, gdzie zlokalizowane są sanatoria. Trafiłem i choć przed wyjazdem raczej nie myślałem o kolejnych relacjach, okoliczności sprawiły, że postanowiłem jednak podzielić się wrażeniami i zapewniam, że są to wrażenia silne, wyłącznie dla osób o dużej tolerancji na otaczające nas zło, „upostaciowione” w osobach zarządzających  majątkiem z czasów byłej komuny.

Ponieważ  do takich miejsc zawsze jeżdżę w ramach skierowania z NFZ, oczywiste jest, że każde sanatorium finansowane z tego funduszu dostaje identyczne pieniądze za każdego pacjenta i robi z tym pieniędzmi to, co zarząd uzna za najlepsze. Szkopuł polega na tym, że równie dobrze może chodzić o dobro pacjenta jak i wręcz przeciwnie, czyli o dobro dyrekcji. Dobro pracowników raczej nie jest brane pod uwagę, bo ci, mieszkając w takich „okolicznościach przyrody” zazwyczaj nie mają zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o miejsca pracy i godzą się na wszystko, łącznie z publicznym strofowaniem przy kuracjuszach w najbardziej obrzydliwy sposób. Ten ostatni przykład to podobno „codzienność’ w miejscu w którym właśnie przebywam i sam, już drugiego dnia pobytu byłem świadkiem takiej „akcji” pani dyrektor wobec recepcjonistki i pielęgniarek, że tylko siłą powstrzymałem się przed gwałtowną i nieprzebierającą w słowach reakcją na chamstwo i buractwo czystej próby.

Mija właśnie pierwszy pełny dzień pobytu, a wrażeń jest tyle, że aż nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od początku:

Dotarłem na miejsce już o 6.30 rano i byłem trzeci w kolejce do przyjęcia. Mogę zrozumieć, że o tak wczesnej porze recepcja była jeszcze nieczynna, ale ja i 2 panie i tak mieliśmy szczęście, że wpuszczono nas do budynku i pozwolono posiedzieć w poczekalni. Potem jednak było już tylko gorzej. Przyjęcia co prawda rozpoczęły się ok. 9, ale skończyło się na formalnościach, bo jak się okazało, klucze do pokoi zgodnie z zarządzeniem p.dyrektor wydawane mogą być najwcześniej o g. 14.  Argumentowane jest to w ten sposób, że ekipa musi mieć czas na sprzątniecie pokoi, a poprzedni turnus musi je opuścić do g.12.  Zazwyczaj w sanatoriach nie przyjmuję się turnusów „na zakładkę” bo dość logiczne wydaje się, że jest to bardzo trudne organizacyjnie. Dzięki „nowatorskiemu” podejściu dyrekcji 5 godzin spędziłem w samochodzie i następnie 8.5 na oczekiwaniu na pokój i uratowało mnie tylko to, że wziąłem termos z herbatą i kanapki. Gdy już otrzymałem upragniony klucz okazało się, że …pokój jest nieposprzątany. Na łóżkach leżała zużyta pościel, na podłodze walały się różne odpadki a zlew wzbudzał sporą odrazę. Jednak za mniej więcej godzinę zjawiła się pani sprzątaczka  i zrobiła swoje. Przy okazji dostałem informację, że w tym ośrodku nie przewiduje się wyposażania kuracjuszy w ręczniki, a w pokoju nie ma żadnego, normalnego w takich sytuacjach wyposażenia, czyli talerzyków, kubków i sztućców, że o czajniku do herbaty nie wspomnę. Jednak po wzięciu prysznica poczułem się trochę lepiej i o 15.30 udałem się na zapowiedzianą obiado-kolację, czyli jedyny posiłek przewidziany na 1 dzień pobytu. O walorach „organoleptycznych” potraw nie będę się wypowiadał, gdyż są znacznie ciekawsze tematy. Np. taki, że firma nie przewiduje talerzy do konsumpcji kanapek, gdyż to co trafiło na stół podane było na bardzo małych talerzykach i wszyscy kombinowali jak posmarować chleb masłem. Jedni trzymali kromki w dłoniach, inni kładli je na stole na serwetkach, a jeszcze inni po prostu na obrusie, który pierwszego dnia był jeszcze czysty, zapewne dzięki pieniądzom zaoszczędzonym na praniu ręczników. Dla porządku dodam jeszcze, że w jadłospisie śniadaniowym figurował dżem w ilość 50g na osobę, co łącznie daje ok. 7.5kg dżemu, którego jednak nikt nie widział. Wieczorem sytuacja się powtórzyła i co gorsza przy kolacji okazało się, że brak talerzyków to jedno z wielu tutejszych kuriozów. Okazało się bowiem, że żadna z  ok. 150 osób nie została „uszczęśliwiona” łyżeczką do herbaty i wszyscy mieszali cukier w szklankach czym popadnie, np. trzonkiem od noża. W jadłospisie uwidoczniono herbatę z cytryną i wyglądało to tak, że w dzbanku mieszczącym dokładnie 6 szklanek (tyle osób siedzi przy stole) rozpuszczono tak na oko jedną saszetkę herbaty i wrzucono ślad po „dupce” od od tego egzotycznego owocu. Gdy jedna z pań poszła po dolewkę, to miły pan kelner poinformował ją, że herbata jeszcze jest, ale cytryna niestety już wyszła. Myślę, że miał na myśl jakieś 2 do 3 cytryn na 150 0sób a nie jedną, no ale oczywiście mogę się mylić.

Zawsze, nawet w pandemii było tak, że dyrekcja ośrodka pierwszego dnia pobytu organizuje spotkanie z kuracjuszami, na którym informuje o różnych kwestiach organizacyjno-porządkowych. Tutaj nie ma tego zwyczaju podobno ze względu na pandemię, o której jednak wszyscy już zapomnieli, bo żaden nakaz chodzenia w maseczce nie jest egzekwowany. Ale swoimi kanałami dowiedziałem się, że takie spotkania kiedyś się odbywały, ale pani dyrektor miała dość uwag krytycznych i sobie je odpuściła, zapewne z korzyścią dla własnego zdrowia psychicznego, którego jednak zbyt nachalnie nie demonstruje.

Wizyta u lekarza i przepisanie zabiegów to ok. 5-7 min i jedna z pań, która miała jakąś konkretną prośbę w tej kwestii została poinformowana,  że- cyt: „to nie koncert życzeń”

To tyle, jeśli chodzi o pierwsze wrażenia, a niebawem opowiem o tym, jak na mieście konfrontowałem moje spostrzeżenia z lokalną społecznością i kuracjuszami z innych sanatoriów. Fotek na razie nie zamieszczam, bo wielkich zmian w Iwoniczu nie zaobserwowałem, a poprzedni cykl zawierał ich dużą ilość, więc jak ktoś ma ochotę, to może sobie je pooglądać.

Pantryś, czyli roszczeniowy kuracjusz.

Wrzucam trochę fotek z Iwonicza, ale bez rewelacji, bo z powodu porażenia nerwu strzałkowego nie mogę udać się w atrakcyjne, trudno dostępne miejsca.

 

 

 

 

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Wito pisze:

    Zadam takie pytanie i wcale nie obrażę się, jeśli zostanie uznane za naiwne: czy zagrożenie napisaniem zbiorowej skargi nie pomogłoby?

    A jako komentarz to mogę napisać tylko jedno: są, jak widać, miejsca, gdzie komuna i ruskie standardy za pisu mają się świetnie.

    Jak się nazywa to sanatorium? Jakie ma opinie w google?

  2. Pantryjota pisze:

    Wito,

    Na szybko przed zabiegami uzupełnię, że dżem i łyżeczki do herbaty jednak są dostępne, ale „zbiorczo” czyli kto chce, może sobie podejść do stolika obok wejścia do kuchni i się zaopatrzyć.
    A co do zbiorowej skargi, to całe miasto wie, że wieloletnia pani dyr. jest nie do ruszenia.
    I jeszcze jedno: byłem 2 x w sanatorium za komuny i choć oczywiście standard był dostosowany do czasów, to jednak takich sytuacji jak tutaj nigdy nie było, a jeśli chodzi o zabiegi, to też podchodzono do nich o wiele lepiej i oczywiście nie chodzi mi o personel, tylko o czas trwania i stosowane procedury. Śmiało mogę powiedzieć w tym kontekście, że tęsknię za komuną.
    A teraz na mnie już czas.
    Pozdrawiam.

  3. Pantryjota pisze:

    Pojawiło się trochę fotek we wpisie. Można sobie zerknąć na życzenie.

Dodaj komentarz