Poszedł Duda na grzyby, bo od małego lubił maślaki, które przypominały mu jego samego.
Borowiki robiły za tyralierę, a ksiądz Oko wypatrywał co ładniejszych okazów, więc co i raz zerkał też na siebie, bo skromnością nie grzeszył bardziej, niż marnopłceniem.
Żona szła kilka metrów za Dudą, a córka szła między rodzicami, żeby mieli na nią oko, ponieważ jak już wcześniej wspomnieliśmy, Oko musiał mieć oko na prawdziwki.
Prawdziwek też się pętał w pobliżu, gdyż jako reporter śledczy lubił trzymać rękę na pulsie, najlepiej własnym. Pewien generał, z którym kiedyś pił wódkę w musztardówkach po musztardzie Sarepska, doniósł mu o planowanym grzybobraniu, a znajomy kelner potwierdził tę informację, więc udał się do lasu jak w dym, bo las był jednym z jego żywiołów.
Gdy zrobiło się ciemno, a grzybów jak nie było, tak nie było, towarzystwo zatrzymało się gremialnie na jakiejś polanie, gdzie już za chwilę pojawił się katering i obnośny handlarz książkowy z Golonką i wózkiem na kółkach.
O, Golonka, ucieszyła się żona Dudy, a córka zaczęła klaskać i przytupywać zamaszyście, bo po tym, jak tata czytał Lalkę postanowiła, że też coś przeczyta i handlarz wydał się jej zrządzeniem losu, albo wręcz znakiem z nieba, choć z wyglądu całkiem przyziemnym.
Golonka chciał przypaść Dudzie do kolan, ale otrzymał ostrzegawczy cios w potylicę od borowika i wpadł w kupę liści, która przykrywała kupę łosia, ale to okazało się już poniewczasie.
Śmierdzący Golonka nie pasował do towarzystwa, więc ochrona pogoniła ich obu kilkadziesiąt metrów i to wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyli zabrać wózka z książkami.
Dudzia córka przeglądała zawartość wózka i nagle krzyknęła z radością:
– Mamo, tu jest książka o zespołach i biustonoszu tej marki, ktory ty nosisz – ponformowała rodzicielkę, po czym pogrążyła się w lekturze, a Borowik świecił jej latarką, przymocowaną do lufy Glocka plastrem bez opatrunku.
Prawdziwek, który do tego momentu obserwował wszystko zza drzewa, opuścił kryjówkę i tanecznym krokiem karateki z przedmieścia zmierzał w kierunku prezydenckiej pary i jej progenitury.
Ochrona już miała ponownie zastosować profilaktycznie cios w potylicę, ale pan prezydent krzyknął:
– Zostawcie tego człowieka, to pewnie uchodźca katolik i nie możemy go odtrącać jak byle kogo.
Reporter z lekka się skonfudował, gdyż w życiu by nie pomyślał, że może zostać wzięty za uchodźcę, tym bardziej w lesie i w dodatku wieczorem. Nie wiedział co powiedzieć, bo wolał pisać niż mówić i gdy tak stał w rozkroku karateki z gminu, usłyszał z daleka wołanie:
– Witek, zostaw ich, choć z nami na golonkę i piwo.
Choć było mu głupio, to jednak pomyślał sobie, że pisarze powinni trzymać się razem i poszedł za głosem rozsądku, którego emanacją był spocony i brzydko pachnący Golonka, wciąż odczuwający ból w potylicy, jakże podobny do zwykłego bólu egzystencjalnego, który od lat towarzyszył mu dniem i nocą.
Drogą przebiegł chudy pies z podkulonym ogonem, a jadący leśnym duktem traktorzysta bez świateł o mało nie przejechał trzech facetów i psa labradora, bo zapomnieliśmy powiedzieć, że Golonka nigdzie się bez niego nie rusza od czasu, gdy sikając o zmroku na pomnik Komoruskiego, został wzięty za psa ogrodnika, ze wszystkimi tego wzięcia konsekwencjami.
Po chwili na polanie wylądował helikopter marki Airbus, i cała rodzina (choć z wyraźnym obrzydzeniem, bo tata wolał Apacze), udała się drogą powietrzną do domu, gdyż nie mogli przecież spóźnić się na wieczorną modlitwę, jak zwykle poprzedzającą kolację – skromną, ale pożywną, gdyż nic tak nie syci, jak dubeltowa Hostia z dżemem własnej roboty.
Następny dzień zapowiadał się pracowicie, gdyż z wizytą zapowiedział się pan prezes z kotem, a pan prezydent z doświadczenia wiedział, że z kotem nie ma żartów. Postanowił już jakiś czas temu, że z nim też nie będzie żartów, bo nie po to zgodził się zostać prezydentem, żeby teraz zgadzać się na żarty z siebie.
A pisarze też w końcu dotarli do domu, choć z powodu nadmiaru piwa nie bardzo wiedzieli do którego.
Jednak ich domem była Polska, więc w sumie to bez znaczenia, gdzie na dobranoc rzucili wspólnego pawia. Co ciekawe, wcale nie przeszkadzał im zapach Golonki, bo też pachniał jak Polska na dorobku, czyli jak pisarz z gumna.
Koniec, bo chcę zobaczyć, kto wygrał w referendum.
P.
Nikt nie wygrał na razie, oprócz pani Williams.
Referendum zainsipirowało?
ViC-Thor,
Bardzo :))
O czym ten wynik referendum świadczy? Potrzebny mi jakiś pomysłowy Dobromir, bo sama aż takiego wyniku zinterpretować nie potrafię.
Eva70,
o tym że nasze społeczeństwo nie jest wyedukowane (społecznie/socjologia polityczna) i odpowiedzialne. To społeczeństwo jest przyzwyczajone, aby traktować je jak STADO BARANÓW.
KOMUNO WRÓĆ! (Oczywiście żartowałem).
Eva70,
O tym, że prawie wszyscy są za Kukizem i przeciw urzędom skarbowym :))
Pantryjota,
Tak też myślałam. 🙂
,
ViC-Thor,
A ja tak często myślę i to bez żartów, chociaż sama do lokalu wyborczego chyba po raz pierwszy
Eva70,
chociaż sama do lokalu wyborczego chyba po raz pierwszy ??
Pantryjota,
To widać też był „szybki wpis improwizowany” 🙂
Diabli wiedzą, co chciałam napisać, wygląda na to, że „chyba po raz pierwszy się nie udałam do lokalu wyborczego”. Byłaby to jednak nieprawda, bo bojkotowałam już listopadowe referendum w 1987 r., w którym ludowa władza, o ile dobrze pamiętam, pytała: „czy chcę uzdrowienia gospodarki” oraz „czy chcę demokratyzacji życia politycznego”. Władze podziemne zarządziły bojkot tego referendum i liczenie frekwencji. Na podstawie danych uzyskanych w tym liczeniu Konrad Bieliński, działacz podziemny, a zarazem matematyk i informatyk, który opracował stosowny algorytm, obliczył rzeczywistą frekwencję, która chyba różniła się od tej podanej przez władzę. Wyborów w czasach PRL nie bojkotowałam, bo bawiło mnie wchodzenie do kabiny i skreślanie.
Dzisiejsza „Polityka” donosi, że na prawicy rozkwita kult Duddy, a uważany przez normalnych ludzi za nieudacznika osobnik na Forum Ekonomicznym w Krynicy „Człowiekiem Roku”!
Ratuuunku! Gdzie my żyjemy?!
https://davidicke.pl/forum/lista-polskich-i-zagranicznych-masonow-aktualizacja-2013-t12835.html
Płaczę.
Eva70,
W forum przez ostaniich kilka lat uczestniczył mój kumpel, z ramienia pewnej firmy ubezpieczeniowej, której prezesuje. To się go spytam w razie czego, czy spotkał Kaczora :))
Jako ciekawostkę powiem, że jego firma (której poprzednio też był prezesem na Polskę) jakiś czas temu została wykupiona przez inną firmę tego rodzaju za jedne 18mld $ :))
Skoro mają taką kasę, to muszą skądś ją mieć , jak by powiedział czlowiek roku :))