Niegłosujący

Od zawsze mówi się, że o wynikach wyborów decydują niezdecydowani, wśród których istotną część stanowią niegłosujący. W każdej kampanii wyborczej pojawia się mnóstwo przekazów skierowanych do nich. Są one niestety mało skuteczne.

Tak się składa, że znam mnóstwo ludzi, którzy od dawna nie głosują. Do nich argumenty na rzecz wysokiej frekwencji w wyborach kompletnie nie trafiają. Postawa ta współwystępuje (i jest skutkiem) splotu kilku okoliczności.

Pierwszą jest niekorzystanie  z mediów głównego nurtu – jest to w ich ustach zresztą określenie pogardliwe, często poprzedzane zwrotem „tak zwane”. Na pytanie czy i skąd czerpią zatem jakiekolwiek informacje, odpowiadają, że z Twittera, Instagrama i Tiktoka. Gdy drążę i dopytuję się, czy wiedzą skąd te informacje pochodzą i dlaczego uważają to źródło za wiarygodne, patrzą na mnie z ironią. To nie jest ważne.

Ze stałego przebywanie w tej bańce informacyjnej wynika monstrualne niedoinformowanie. Nie twierdzę, że są to ludzie głupi. Wśród moich rozmówców są: nauczycielka, specjalista w sporej firmie, uczeń renomowanego warszawskiego liceum i inne osoby. A jednak nie słyszeli o aferze wizowej, o manipulowaniu cenami paliw przez Orlen, o postulacie Mentzena, aby za aborcję karać więzieniem, o tym, że wg Korwina kobietę zawsze się trochę gwałci, nie mówiąc już o łamaniu konstytucji czy wysługiwaniu się policją i wojskiem w kampanii wyborczej. Coś natomiast słyszeli o: szkodliwości szczepionek, o tym, że globalne ocieplenie do ściema, a wojnę na Ukrainie zaczęli sami Ukraińcy.

Nie powinniśmy się zatem dziwić protekcjonalnie wygłaszanej przez niegłosujących fundamentalnej dla nich tezie: wszyscy politycy są tacy sami. PO niczym się nie różni od PiS, wszyscy tak samo kradną i łamią prawo etc. Nie ma wielkiego sensu próbować im prezentować jakieś konkrety – ot choćby porównać aferę ośmiorniczek za kilkaset złotych czy zegarka Nowaka za 30 tys. zł  z defraudacją kilkudziesięciu milionów z NCBIR czy równie imponującym przekazaniem kumplom kolejnych milionów w ramach programu willa+. A także utopieniem miliarda w przekop Mierzei czy sowitymi pensjami za nicnierobienie przy nikomu niepotrzebnym lotnisku. Zawsze powiedzą, że za PO było to samo, a pytani o szczegóły zmienią temat. Prawa kobiet też ich nie interesują, nie mówiąc już o prawach osób LGBT+.

Kompletnie nietrafiony w ich przypadku jest argument, że jak nie głosujesz, to nie masz prawa narzekać. Oni albo nie narzekają, bo nie rozumieją wpływu polityki na ich życie, albo narzekają, ale nie wierzą, że głosownie cokolwiek zmieni. Postawa ta jest w Polsce dobrze zakorzeniona – na udział w głosowaniu, której zakończyło w Polsce koszmar komuny zdecydowało się raptem 6 na 10 rodaków. Reszta miała to gdzieś. Mamy się dziwić, że zakończenie autorytarnych i coraz bardziej złodziejskich rządów tzw. zjednoczonej prawicy też nie obchodzi połowy Polaków?

Strzałem w płot jest także apelowanie o to, żeby – skoro nie dla siebie – może zagłosowali dla swoich dzieci albo dla dobra wspólnego. Kilkukrotnie usłyszałem reakcję w postaci słów, że oni muszą skupić się na sobie, na swoim rozwoju (!), na dbaniu o własne interesy. Ot, egoizm.

Pisowi na niezdecydowanych nie zależy. Nie ma im nic do powiedzenia, a zapewne i nic do zaoferowania, więc nie przypominam sobie, abym od jakiegoś pisowca słyszał jakieś apele o to, żeby jak najwięcej z nas głosowało. Jest to moim zdaniem bardzo istotny element tożsamości tej partii, która najchętniej żadnych wyborów by nie organizowała, a swoją władzę oparła o czystą siłę. Uważam, że dla PiS społeczna indolencja jest korzystna, bo pozwala im skupić się na tym, co działaczy partyjnych interesuje najbardziej, czyli napychaniu sobie portfeli, kont, kieszeni czy gdzie tam oni trzymają zawłaszczane publiczne środki. Społeczna obojętność bardzo ten proceder ułatwia.

Tym bardziej więc należy robić wszystko, aby frekwencję wyborczą zwiększyć.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Pantryjota pisze:

    Niestety masz całkowitą rację. Też znam trochę osób o takim sposobie myślenia i nie są to osoby ograniczone umysłowo. Po prostu uważają, że niegłosowanie jest trzymaniem się z daleka od polityki, czyli postawą, którą uważają za słuszną, bo jak wiadomo „oni ( ci politycy) wszyscy są tacy sami. Co gorsza, nawet przekonanie kogoś takiego żeby głosował niewiele da, bo nie będzie to raczej miało żadnego wpływu na jego poglądy. Może więc lepiej, żeby taki ktoś jednak został w domu?

  2. Pantryjota pisze:

    Kto nie głosuje na PiS, niech idzie do diabła:

    W niedzielę 8 października Jarosław Kaczyński przebywał na Podkarpaciu. W miejscowości Jasionka nieopodal Rzeszowa prezes PiS uczestniczył we mszy świętej w intencji wyborczego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości. Kaczyńskiego zapytano, co stanie się, jeśli jego modlitwy nie zostaną wysłuchane i PiS przegra wybory. Lider PiS stwierdził, że nie warto rozważać takich scenariuszy. Przy okazji stwierdził, że część Polaków powinna „iść do diabła”.

    https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,143907,30279206,kaczynski-modlil-sie-o-wygranie-wyborow-poslal-polakow-do-diabla.html#do_w=77&do_v=824&do_st=RS&do_sid=1071&do_a=1071&e=RelRecImg7&do_upid=824_ti&do_utid=30279206&do_uvid=1696858089061

  3. Wito pisze:

    Odkąd obserwuję Kaczora, tylko jątrzy i pustoszy.

  4. Pantryjota pisze:

    Kaczor jest skończony, niezależnie od wyniku wyborów. Po prostu fizjologia nie pozwoli mu na więcej.

  5. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    A gdzie ten diabeł?

    Większego diabły niż ten karze padlinożerca degenerat, to sobie nie wyobrażam.

Dodaj komentarz