Odwołam się do mojego udziału na forum. Wiele osób coś o mnie wie, ja o tych osobach nic. Robota Wielkiego Brata Pantrysia? Chyba się na niego obrażę. Nie chcę pracować na jakiekolwiek komentarze pod czymś co napisałam, a już wiem, że tego nie lubię robić, swoim, ani jego wpisami. Liczby to nie jest moje hobby. Wyjątek stanowią pieniądze, bo jak panie wiedzą wizyty w gabinetach poprawiania tego, co już poprawić się nie da i wybór określonych marek towarów, aby podwyższyć stopę procentową własnej wartości potrzebuje środków płatniczych w nieograniczonych ilościach, a zdobyć sponsora w wieku, który osiągnęłam jest niezwykle trudno. Kto chce niech czyta, kto nie chce, nie czyta. Jestem pełna pogardy dla manipulacji światem IV władzy. Ale nadredaktorek szanowny – nieee… nieee… on żyje życiem medialnego mola, podkręcacza, prowokatora, nęci, kusi, wabi, pieści i gryzie (to ostatnie chciałam ominąć jako zbyt seksistowskie, jednak w pustej mej głowie nie znalazło się nic zastępczego). Z kolei abstrachując od artykułu, do którego odnosił się tekst Czytelniku, pan się nie boi…, wyjaśnię, co następuje…
1. pani krawcowa sprawia na mnie wrażenie miłej i stonowanej osoby, co wyczuwam intuicyjnie, bo nie znam jej osobiście
2. moja odpowiedź odnosi się do jej tekstu, nie do niej samej
3. temat jej wpisu uważam za zastępczy i nieprawdziwy. Różnice pokoleniowe zatarły się w ogromnym stopniu. 50plus jest diametralnie inna dziś od tej z zeszłego już wieku.
4. Makumba nie rozumieć, jak czytać mój tekst? Ja sama pisać i nie rozumieć, to się nie dziwić innym.
Komentarze, komentarze… o ile coś nowego wnoszą do sprawy poruszonej w artykule jest Ok. Są jednak i takie, które wydają pomruki puszczy, napominają o zwrócenie uwagi na dopisującego coś znienacka. Odbiegają od tematu na odległość na tyle odległą, że powrócić im trudno, a w końcu bywają natury: ni przypiął, ni przyłatał.
Dalece odbiegają od pączkowej ewolucji przedstawionej w dziele imć pana Jędrzeja Kitowicza: Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko mógłby go podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku znowu się rozciąga i pęcznieje do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska.
Pytanie rozumiane samo przez się, czy komentarzem chcemy uszkodzić maszt, czy dodać wiatru w żagle, by miał jeszcze autor dość siły na następne wzloty?
Zamiast komentarza niewielkie odniesienie.
W artykule naszego szanownego nadredaktorka pojawiło się zdanie, w którym jest dygresyjka o sławie. Nie przytoczę dokładnie , ale nadredaktorek sformułował trafną wielce uwagę, że na sławę trzeba zapracować.
Brawo! Jak to jednak przystaje do naszej rzeczywistości? Absolutnie nijak. Pauperyzacja kultury, a to jedna z istotniejszych płaszczyzn, gdzie można się cieszyć sławą i uznaniem, doprowadziła do powstania statusu tzw. celebryty. W wielu przypadkach tenże celebryta, czy też ta celebrytka w najmniejszym nawet stopniu nie zapracowali na swoją sławę. Wystarczy, by nasz szanowny nadredaktor wyglądał jak Natalia Siwiec i problem sławy punktuje dodatnio, czego mu serdecznie życzę, tzn, sławy, nie wyglądu… chyba żeby życzył sobie również pani Natalii in corpore.
Skłaniam głowę przed Gabrielem Garcią Marquezem
-->Odwołam się do mojego udziału na forum. Wiele osób coś o mnie wie, ja o tych osobach nic. Robota Wielkiego Brata Pantrysia? Chyba się na niego obrażę. Nie chcę pracować na jakiekolwiek komentarze pod czymś co napisałam, a już…
Najnowsze komentarze